Piękny, słoneczny, wakacyjny poranek, pierwsze oznaki żaru z nieba. Wszyscy już po obowiązkowym, codziennym seansie He-Mana w TV, zebraliśmy się na samym środku skwerku, na skrzyżowaniu alejek. Miny tęgie, skupione, jak to bywa w tym wieku - aż nadto poważnie podchodząc do sprawy. Szef unosi białą, glinianą cegłę nad głowę...
Każdy z nas z respektem daje krok w tył. Cegła rozpryskuje się o beton na kilkanaście kawałków. Ci, którzy dostali drobnymi kawałeczkami po łydkach i piszczelach, zajmują się krótkim masarzem. Szef chwyta największy kawałem rozbitej cegły, reszta zgodnie za nim bierze pozostałe. Dzielimy plac pomiędzy siebie, każdy ma narysować na asfalcie drogę przeszkód, utrudniając ją poprzez dodanie górki piachu czy jakiegoś badyla :) Po kwadransie trasa gotowa. Krótkie losowanko, lub w zależności, ten kto krzyknie "pierwszy" wyłaniamy kolejność. I tu następuje chwila szczególna - każdy ze swej kieszeni wyjmuję swoją chlubę... swój szczęśliwy kapsel, najlepszy w zbiorach. Najczęściej bywało tak, iż poprzedniego dnia wieczorem siedziało się przed TV, i wcinając chleb z topionym serem, upiększało się go w różne emblematy czy flagi. Ci, którzy nie przywiązywali do tego wagi (a niewielu było takich), w pośpiechu wynajdywało jakiś kapsel koło pobliskiego kiosku, po oranżadzie czy piwie (rzadkość). Świeży kapsel z reguły pozbawiało się wewnętrznej gumki, którą się ... żuło podczas rozgrywki. :) Wytrawni gracze pozostawiali ją wewnątrz, by nadać odpowiednie obciążenie, niektórzy preferowali natomiast lekkość.
Zasady rozgrywki były banalnie proste - pstrykamy kapselek, kto pierwszy przekroczy linię mety wygrywa. Na każdą turę każdy gracz miał trzy pstryknięcia (tudzież pstryki ;)). Kapsel można było dowolnie przemieszczać wszerz drogi przed pierwszym ruchem w danej kolejce. Kapsel musiał podążać drogą, po zakończeniu ruchu powinien chociaż dotykać linii. Gdy po ruchu okazało się, iż kapsel wyleciał poza drogę i tam też się zatrzymał, wraca się do miejsca z którego się zaczynało felerny ruch. Nie można też było ścinać zakrętów, czy przeskakiwać z jednej części drogi na drugą. Wyjątek stanowił jedynie ruch, gdy kapsel toczył się kantem. Wtedy to, gdy się zatrzyma na drodze, nie ma żadnych sprzeciwów wobec ruchu. Ile to razy się takim ruchem - istnym rzutem na taśmę - wygrywało mecze... A ile razy trzeba było spory kawałek drogi ponownie nadrabiać, bo kapselek kantem potoczył się wstecz :) Jednym słowem - tu nie było gwarantowanych faworytów - każdy mógł wygrać. I to było piękne :)
|
Grało się wszystkimi palcami. Co niektórzy zawijali sobie palce plastrami, bo kontakt z metalowym kapselkiem często kończył się bólem. Najczęściej używanym palcem, był oczywiście palec wskazujący. Niektórzy grali tylko nim. Połączenie precyzji strzału z mocą. To był ten palec, którym zadawało się decydujące ruchy w rozgrywce.
Kolejnym, także dość popularny palcem, był 'faker'. :) Niewątpliwą jego zaletą była siła uderzenia. W końcu to najlepiej rozbudowany i napakowany z palcowatych. :) Szczególnie był przydatny, gdy trzeba było troszkę nadgonić dystansu na prostej. Niestety, największą jego wadą była słaba precyzja. Często zdarzało się, iż próba nadgonienia kończyła się powiększeniem straty poprzez autowy pstryk.
Trzecim w kolejności palcem, pod względem używalności był 'serdeczny'. Używany przez niewiele osób jako palec 'techniczny'. Przydawał się z reguły wtedy, gdy trzeba było pstryknięciem unieść kapsel do góry. Nadawał się świetnie do pokonywania gałęzi, czy wstrzeliwania kapselka na górkę piachu.
Pozostałe dwa palce cechowały jedynie graczy wytrawnych, specjalistów, fachmanów, którzy technikę mieli wyćwiczoną do perfekcji. Kciukiem można było idealnie brać zakręty, poprzez ścinanie ich na akceptowalnej szerokości. Palec 'mały' natomiast służył... do okazywania swej wyższości nad przeciwnikiem. Często właśnie pstrykiem z malucha kończyło się swój udział w pojedynku, przekraczając linię mety.
Przeżycia - gwarantowane, zwycięstwo - bezcenne. :) Ile to czasu spędzało się na skwerku, tocząc kapslowe boje o honor i uznanie w oczach kolegów. Spytajcie się rodziców czy grali, na pewno się uśmiechną, wspominając czasy swej młodości. Tym bardziej mnie dziwi jak... to wszystko zniknęło... Teraz nie widać już młodych pstrykaczy, w przeciągu tych kilku lat mentalność się zmieniła. Teraz młodzież kończąc podstawówkę robi się sztucznie dorosła... Jak to by było, gdyby koleżka zobaczył... Obciach na całego ! Zaraz by wyzywali od dzieciaków... Bądź dorosły - napij się piwa, zaciągnij się szlugiem, chodź na imprę... Niestety, to wszystko odeszło w niepamięć, to co my wspominamy wydaje się śmieszne. Ciekawe co ta obecna 'dorosła' młodzież będzie wspominać w przyszłości ze swej młodości... Imprezy, popijawki? To wszystko przemija, bo jest nic nie warte... Współczuję im... Trafili na nie te czasy... :(
SLEESKEE
|