Bywają takie dni, kiedy życie naprawdę 'suxx'. Wszyscy cię wnerwiają, kundle na ulicy szczekają na ciebie głośniej i bardziej zajadle niż zwykle. Czy nie miałeś uczucia, że odzywają się w tobie pierwotne myśli pałowania wszystkiego i wszystkich wokół? Takie proste rozwiązanie a nad wymiar efektywne. :) Wróćmy więc do tamtych pięknych zwyczajów. :)
Na imie masz... w sumie to nie masz imienia :) Budzisz się pewnego ranka w mięciutkim wyrku ciosanym w skale, przeciągasz się, drapiesz się tu i ówdzie, zakładasz ten śmierdzący ciuch ze skóry tygrysa szablozębego. Ziewając wchodzisz do kuchni, spodziewając się swojej, niemal łysej od ciągania za włosy po mieście, małżonki, smażącej udko stegozaura na jaju pterodaktyla, odganiającej pętające się pod nogami kidsy. A tu kurcze pusto, nikogo w chacie nie ma!! Łapiesz za swą wierną pałę... znaczy się maczugę i ruszasz w świat na poszukiwanie rodzinki.
Dorwałem tą gierę od Mata, mojego kumpla z SP (thanx mate!!). Ile się za nią nachodziłem to już wie tylko moja mama. :) Grało się wtedy u niego na monochromatycznym monicie, miał bodajże 286 AT, o ile dobrze pamiętam. Giera dopiero odżyła na nowo, gdy przyniosłem ją do domu. Wtedy mój 386SX z kolorowym monitorem absolutnie rządził na podwórku. :) Giera nabrała kolorów, a naprawde- było co nabierać. Pod tym względem została dopracowana fantastycznie, pełen rozmach. Zróżnicowane plansze, mnóstwo przeciwników na tyle wymyślnych, by zaspokoić każdego malkontenta. Małe dino, brontozaury, małpy naparzające kokosami, pająki spuszczające się po pajęczynie, miśki z czadowym mięśniem piwnym. :) Masę, masę przeszkadzajek. Każda plansza ma swój specyficzny klimat. Mamy tu trzy zróżnicowane światy: klasyczne skalne pagóreczki stylem z prehistorii, epoka lodowcowa oraz dżungla. Czuje sie różnice nie tylko w krajobrazie. ;) Chociażby to, że po lodzie zasuwają pik poki i białe miśki... z brzuszkiem. :) Na koniec etapu- rzecz jasna walczysz z bossem. Raz jest to wielki Dino, którego naparzasz w palucha, broniąc się jednocześnie przed maluchami, innym razem walczysz z triceratopsem, używając trampoliny nawalasz go po ogonie. :)
|
Ale ofkozik nie tylko oponentów spotkasz. Czasami pojawia się twój mentalny mastah - indiański szaman, unoszący się w oparach swej fajki. :) Przywal mu, z reguły znikając z kieszeni wypadnie mu jakiś fajowy gadżet. W sumie nie tylko u wodza można dorwać stuff, trza czasami pogrzebać w jaskiniach. Miniesz pajączka, zpałujesz nietoperka i już widzisz towar. A ekstrasów nie brakuje. :D Można dorwać zegareczek, sprężynkę, dającą power w owłosionych nogach, jakiegoś live'a czy np młotek. Młotek jest cool. :) Zamiast rąbać po pięć razy bronto, klepniesz mu w czachę dwa razy i gość ma fazę. W czasie fazy twoim zadaniem jest zabranie delikwenta i przerobienie go na dinoburgera. Jest to na tyle istotne, bo żeby dostać się do następnego świata potrzebujesz zebrać trochę żarcia na drogę.
A jak się ma grywalność ?? Dla mnie bomba. :) Spędziło się mnóstwo czasu nad tą gierką właśnie ze względu na miodność i fajową jak na tamte czasy oprawą. A grali nie tylko na piecach. Również na Amisi hulało się "owłosionym". Ciężko by było znaleźć, mimo jej tych małych błędów, inną gierkę platformową, która potrafiła tak wciągnąć. :)
Ocena: 8 (bo ciągle rządzi:))
Plusy |
Minusy |
- fajna grafa - trzy zróżnicowane światy - grywalność |
- w kółko ta sama muza - trzy życia i od początku |
SLEESKEE (pamięta ktoś Freda?:))
--------------
Żywotność by Jerzy
Giera zniosła próbę czasu jedynie jako rarytas pieleszy twardziela. Fikuśna grafa kole jednak troszkę, dokuczają pixele, muza "o zgrozo" type. :) Co do płynności ruchów miałbym trochę zastrzeżeń, ale w sumie nadal gra się w Prehistoryka świetnie. Zasysać koniecznie. :)
|