Po niedawnym odświeżeniu mojego zainteresowania klockami, oraz odkryciu, że społeczność Lego w naszym kraju jest zadziwiająco mocna, postanowiłem spróbować szczęścia kupując saszetki.
No ale o co chodzi. Zostając niedawno fanem Lego Ninjago, za sprawą licznych reemisji poprzednich sezonów w telewizji, a co za tym idzie kilka, tematycznie różnych zestawów później, postanowiłem temat Lego zgłębić. Ku mojemu niemałemu zaskoczeniu okazuje się bowiem, że społeczność Lego w kraju kwitnącej cebuli ma się niebywale dobrze, do stopnia prężnej wymiany, np figurkami, identyfikowaniem zestawów na podstawie niewielkiej ilości klocków, a także poszukiwaniem okazji, czy dzieleniem się swoimi tworami. Także o pasjonatów, jak widać, nietrudno.
No i fajnie, ale kto pytał. Same zestawy bywają cenowo dość wymagające, a “krakersik” w postaci saszetki wywołuje zdecydowanie mniejsze pieczenie portfela, toteż uznałem, że czemu nie. Rzecz zapewne dobrze znana jest graczom wszelakich karcianek, gdyż ma się całkiem podobnie jak wszechobecne boostery. Czyli, ot mała saszetka z dodatkową zawartością w postaci kart, a tutaj klocków, a konkretnie z minifigurkami. Na rynku obecnie są różne warianty wspomnianych saszetek, jednak postanowiłem zacząć przygodę od standardowej, zwykłej wersji, bez podtytułów. Właściwie tylko taka była dostępna w sklepie w jakim byłem akurat, toteż los zdecydowanie sprzyjał temu wyborowi.
Saszetki są niewielkie i przynajmniej na razie, plastikowe. Także posiłkując się wiedzą nabytą lurkując posty prężnej społeczności, rozpocząłem proces wymacywania zawartości. Co jednak okazało się trudniejsze, niż można było przypuszczać. Jako żółtodziub w temacie postanowiłem wzmocnić wyobraźnie odnośnie zawartości saszetki, posiłkując się grafiką na opakowaniu, przy okazji odnajdując kilku faworytów.
Chwilę macania później odnalazłem coś długiego, ( ͡° ͜ʖ ͡°), co zdawało się być mieczem lub dzidą. Myślę – super, rycerz albo sentai. Nabrałem pewności odnajdując później coś do zdawało się hełmem o dziwnym kształcie. Dalej upewniając się w swoim przekonaiu stwierdziłem, że właściwie to jedną już na pewno wezmę. Ostatecznie, po takim procesie głupio by było ją odłożyć, także skusiłem się na kolejną, wciąż przekonany o towarzyszącym mi szczęściu nowicjusza.
Runda druga macania rozpoczęła się od odnalezienia pojedynczej długiej płytki, do każdej jest dołączana jako podstawka, także nie byłem tutaj akurat zaskoczony. Jednak potem natrafiłem na kolejny tajemniczy kształt, który zdawał się być tarczą, ewentualnie kapeluszem. Pomyślałem więc, że elegancko, tutaj spodziewam się rycerza, wikinga lub tego dzieciaka z piniatą, także przystąpiłem do zakupu całkiem zadowolony.
Po powrocie do domu rozpocząłem więc odpakowywanie i jakież było moje zaskoczenie, gdy okazało się, że to co wymacałem, było w rzeczywistości czymś zupełnie innym, no, właściwie oprócz dzidy. Mój dziwny hełm okazał się być włosami, a miecz lub dzida, faktycznie dzidą tworząc figurkę medalistki. Natomiast tarcza z drugiej saszetki, płytką instrukcji budowy rakiety, otrzymując budowniczkę rakiet. Czy byłem zaskoczony? Owszem. Czy był to zawód? Nie, raczej nie, gdyż otrzymane figurki również są fajne, a nadruki zdecydowanie wysokiej jakości.
Same figurki pochodzą z obecnej serii, dwudziestej, także zdecydowanie przedstawiają pewną wartość kolekcjonerską, a przy okazji cieszą oko w gablotce i dostarczają kilka unikatowych elementów. Nie będzie zaskoczeniem jeśli wspomnę, że zapewne przy okazji znów spróbuję szczęścia w procesie wymacywania elementów i skuszę się na kolejną saszetkę, gdyż fajnych figurek jest tam dość sporo, na szesnaście możliwości z tej serii. Same opakowania mają być podobno zamienione na małe, papierowe pudełka także przygoda ta jednak może skończyć się dość szybko, zastąpiona zwyczajną losowością.
Dyrektorka traktorka działu kreatywnego rzeczy bezużytecznych. Posiadam zdanie na wiele tematów, o których nie mam pojęcia. Nie do końca wiem co tu robię. I w ogóle