Nie zawsze skok cenowy musi oznaczać spekulanctwo. Pozornie mniej retro, acz zaczepimy duchem minione czasy, a i na tematy nie tylko pandemiczne można zagadnienie rozciągnąć.
“Wczoraj ten produkt kosztował tyle, a po paru dniach już kosztuje 2 razy więcej! Spekulant, oszust, na cudzej krzywdzie chce się wzbogacić!” – czytaliśmy tego typu słowa ostatnimi czasy nie raz, wertując internetowe komentarze. Ceny produktów, będących w związku z koronawirusem potrzebnych, tj. maski czy środki dezynfekujące, ostro poszły do góry po ogłoszeniu pandemii w marcu. Czy sprzedający zwietrzyli łatwy zarobek? Cóż, z pewnością zdarzyły się czarne owce, ale zagadnienie jest o wiele bardziej skomplikowane.
Przede wszystkim zastanówmy się: jak często przed pandemią używaliśmy maseczek czy kremów odkażających? Większość osób miała z takimi kontakt okazjonalnie, ale na co dzień to nie są rzeczy które przetrzymujemy w domowej apteczce. Można zatem sobie łatwo wyobrazić, że gdy nagle naród rzucił się do aptek i sklepów aby takowe nabyć, to momentalnie wyczerpał ich zapasy, gdyż sprzedający nie magazynują licznie produktów, które sprzedają się okazyjnie. Co zatem zrobią przedsiębiorcy? Oczywiście ruszą na zakupy aby uzupełnić braki towarowe, zamawiając tym razem większe ilości. I tu mamy do czynienia z etapem, o którym najczęściej konsumenci już nie rozmyślają i dają się ponieść podkręcanym emocjom. Sprzedawcy stają bowiem przed dylematem źródła zaopatrzenia, dla przykładu: czy czekać minimum dwa tygodnie na dostawę tanich maseczek z Chin jak robili do tej pory, czy poszukać lokalne hurtownie, które już swój narzut cenowy na towarze mają. Naturalnym ruchem jest oczywiście dywersyfikacja zamówienia, jednakże tym pierwszym rzutem zaopatrzeniowym będą towary droższe (szybciej dojdą), stąd i sama cena końcowa produktu pójdzie w górę. I już mamy efekt skoku cenowego i pierwsze komentarze, że sprzedawca to spekulant i chce się dorobić. Nawet jeśli pozostanie on przy swoim dotychczasowym dostawcy to i tak nie ma gwarancji, że cena się nie zmieni. Wiele firm podwykonujących usługi nagle zawiesiło działalność, był czas że w Azji w ogóle gospodarka stała w miejscu, a nawet i zmieniły się cenniki samych produktów u źródła z racji na niedobory materiałów, z których się je wytwarza – jeżeli ich brakuje, to trzeba je ściągnąć z innego miejsca, być może dalszego, co podwyższa koszt chociażby transportem. Złotówka jest słabsza, a więc trzeba więcej ich wyłożyć aby np. w dolarach zapłacić. Także i samo zagadnienie transportu było kolejnym czynnikiem wpływającym na ceny. Pamiętacie, że loty pasażerskie między niektórymi krajami są wstrzymane? One także przewoziły ładunki pocztowe, uzupełniane wagowo – gdy nagle pozostają same transporty towarowe ceny usługi przewoźnika mogą skoczyć. Tego typu drobnych zmiennych na wielu etapach prowadzenia działalności związanej z handlem jest mnóstwo. W rezultacie może się okazać, że nasz przykładowy sprzedawca oferuje droższe produkty, na których zarabia mniej niż gdy oferował je taniej.
Oczywiście w takich sytuacjach natychmiast pojawić się musi sugestia, iż ktoś powinien tego przypilnować i za spekulantów się wziąć. Jakby to miało wyglądać? Można jedynie się domyślać, iż nie obeszło by się bez kontroli dokumentów i weryfikacji kosztorysów. Następnie urzędnik musiałby zadecydować, czy tyle i tyle prowizji to wystarczająco, czy jednak za dużo. Rzecz w tym, iż prowizja uzależniona jest także od kosztów działalności gospodarczej, czyli ile pieniędzy sprzedający potrzebuje na wszelakie opłaty, składki, inwestycje – w rezultacie urzędnik musiałby przewalić kolejne dokumenty aby potwierdzić te wydatki. Nawet jeśli założymy pełną rzetelność, życzliwość i kompetencję aparatu kontrolnego to aby wszystko sumiennie prześledzić potrzebowalibyśmy sporej inwestycji czasowej, pomnożonej przez ilość badanych podmiotów. Samo istnienie takiej procedury by sprawiło, iż wielu sprzedających by zrezygnowało ze sprzedaży problematycznych produktów – nie dlatego, że kombinują i boją się że to wyjdzie na jaw (choć tu i ówdzie może tak być). Nawet starając się być w pełni krystaliczni, obowiązkowi, pracowici i uczciwi nie możemy mieć pewności że gdzieś się nie pomylimy, nawet w najprostszej rzeczy – każdy człowiek znajdzie jakiś przykład banalnego błędu ze swego życia. Sam stres etapu kontroli i potrzeba poświęcenia czasu aby umożliwić jej przeprowadzenie (zamiast skupienia się na pracy i zarobkowaniu) może sprawić, iż niektórzy uznają, że nie jest warto. A czasy są niezwykle trudne i wypełnione nerwówką dla biznesu, stąd jeśli można stresu uniknąć to wielu zwyczajnie się skusi.
W praktyce, w tak krótkim czasie, zdążyliśmy już się przekonać jak ograniczanie sprzedających różne produkty może zadziałać na rynek. Był okres, w którym handel produktów związanych z koronawirusem był zakazany na Allegro i OLX, natomiast maseczek nie można było sprowadzać z Chin samemu – efektem był wzrost cen, spowodowany niedoborem produktowym o którym wspominałem na początku artykułu. Sam doświadczyłem sytuacji, w której w moim mieście w dwóch różnych aptekach kupowałem maseczki po 2 i po 8 zł za sztukę, jednorazówki. Teraz, gdy zakazy zostały cofnięte, ceny ponownie poszły w dół, a my mamy nie dość że lepszy dostęp do tych produktów, to i możemy nawet je wybierać pod kątem i cenowym, i materiałowym, i kolorystycznym. Nawet edycje “kolekcjonerskie” się pojawiły gdy niektóre kluby sportowe produkowały maski ze swoim logiem, przekazując zyski na pomoc. Im więcej mamy sprzedających dane produkty, tym albo cena idzie w dół, albo jakość samego produktu pójdzie w górę – tak działa konkurencja. W rezultacie zamiast u potencjalnego spekulanta będziemy mogli kupić produkt tam, gdzie uważamy ofertę za akceptowalną. Spójrzmy jak to teraz wygląda z maseczkami: kupić je możemy wszędzie, wiele osób szyje je samemu i dorabia, małe biznesy krawieckie przestawiły się na ich produkcję, ceny generalnie się uspokoiły… Czas na kolejne produkty!
[slee] Guns N’ Roses – November Rain
Naczelny. Pismak. Kolekcjoner. Entuzjasta bijatyk, filmowych adaptacji i automatów arcade. Frytki posypuje majerankiem.