Po spływających informacjach dotyczących niskich wpływów z kinowych seansów najnowszego Terminatora rozpoczęło się szukanie winnych. Bez bicia się przyznaję, że maczałem w tej porażce palce.
Na wstępie otwarcie powiem: filmu nie obejrzałem. Z góry także chciałbym także przekreślić wszelkie osądy, iż miałem jakiekolwiek uprzedzenia – w ogóle nie przeszkadzał mi fakt obsadzenia na leadzie trójki kobiet, spokojnie zniosłem informację o odcięciu się od poprzednich kontynuacji, a i nową wizję Jamesa Camerona byłem gotów przyjąć z otwartymi ramionami. Gdy jednak obejrzałem pierwszy, drugi trailer, zdjęcia z planu, to film wydał mi się zwyczajnie… nudny, wtórny? Ktoś powie: nie można oceniać filmu po zwiastunach. Owszem, pełna zgoda, aczkolwiek owe zwiastuny mają za zadanie zachęcić do obejrzenia obrazu, zaintrygować, zmotywować wydatek kilkudziesięciu złotych na bilet obiecując świetną zabawę. Można zrozumieć niechęć do uchylania szczegółów fabuły (w przeciwieństwie do Genesis), ale mimo wszystko czymś błysnąć wypada – w końcu trailery są, a przynajmniej powinny być, skrojone dla osób niezdecydowanych. W reklamach pokazuje się to, co najlepsze, zachwalając zalety i ukrywając wady. Dark Fate zażądał zbyt dużego kredytu zaufania, zwłaszcza, że ostatnie podejścia do Terminatora były, delikatnie mówiąc, niezbyt udane.
Warto zwrócić uwagę na atmosferę, jaką wytworzono w zwiastunach filmu. Nie mogę pozbyć się wrażenia, że przesadzono z ukazaniem samodzielności i zaradności głównych bohaterów. Sarah Connor z łatwością odpiera atak maszyny, by po rzuceniu granatu oddalić się, nie patrząc na eksplozję. Grace, pełniąca rolę głównej obstawy, obija ścigającego ekipę cyborga na wszelkie sposoby, łamiąc mu kończyny i przecinając w pół. Arnie łapie rywala za szyję, ciska nim o podłoże, po czym ładuje mu z bliskiej odległości serię z gnata prosto w twarz. Nawet Dani, którą ekipa ma bronić, dzielnie radzi sobie z bronią palną. Do czego zmierzam? Do braku poczucia zagrożenia, do spłycenia elementu horroru i obawy nieuniknionego. Pamiętacie zwiastuny pierwszego Terminatora? Umięśniony kolos prący do przodu, niewzruszony tym iż przed chwilą władowano w niego wiadro pocisków. A trailery dwójeczki? Szybka, gibka, inteligentna maszyna, mogąca przybrać każde oblicze, regenerująca wszystkie obrażenia, nawet te deformujące jej ciało. Jak to się ma do Gabriela, którego wszyscy obijają na lewo i prawo?
Już sam skład ekipy wydaje się fabularnie mocno kontrowersyjny. Wybrzydzać może sobie Harley Quinn, gdzie wraz z dziewczynami w Birds Of Prey zorganizują babski wieczór, mszcząc się na porzucających ich chłopach. Inna sprawa, gdy w oczy bohaterom zagląda zagłada ludzkości i nie może być miejsca na animozje czy osobiste preferencje. Jasne, taki a nie inny zespół może być najzwyczajniejszym przypadkiem, zrządzeniem losu, acz malując nam pejzaż nadchodzącej apokalipsy autorzy mogli zestawić nam klocki na każdy możliwy sposób. Trudno jest logicznie uzasadnić ograniczenie zespołu, skoro w przeszłości ludzkość już mierzyła się z terminatorami i ktoś musi być z tematem zaznajomiony. Więcej – w normalnym świecie zapewne już by powstał dział w departamencie obrony na bieżąco się zajmujący takimi incydentami, szukający infiltratorów, mający specjalnie wyposażone i wyszkolone jednostki do zwalczania maszyn. Chcecie mi powiedzieć, że po wydarzeniach w Cyberdyne w poprzednich dwóch filmach ludzkość po prostu zignorowała problem i nie wyciągnęła wniosków?
Odpowiedzią na to pytanie mogła być intryga latami dziergana przez Skynet (Legion), aczkolwiek i tu zajawki nam przedstawione pozostawiają dużo do życzenia. Czy sztuczna inteligencja na przełomie lat nie nauczyła się, że rzucenie jednostek, mających berserkerski sposób rozwiązywania problemów, nie jest trafionym pomysłem? Ok, zdaje się, że w monotonny sposób mowy udało się wpleść uśmiech i żarcik, technologia udawania człowieka z pewnością poszła do przodu (choć tracimy tu sporo uroku nieperfekcyjnych ruchów), acz po tak zaawansowanej AI spodziewałbym się podstawowego wyciągania wniosków. W serialu telewizyjnym Kroniki Sary Connor, Skynet potrafił osadzać wielu agentów wykonujących liczne pomniejsze zadania – nawet zastępując członków rodzin aby dopilnować swego stworzenia. Jakże zabrakło mi delikatnych, subtelnych zajawek w promowaniu nowego Terminatora, że nigdy nie możemy wiedzieć kto stoi przed nami. Jakby wyglądał świat, w którym każdy napotkany element bardziej zaawansowanej elektroniki mógłby być sprzymierzeńcem Skynetu/Legionu w tropieniu i dążeniu do unicestwienia celu? Nie bez powodu SHODAN, sztuczna inteligencja z serii System Shock, jest uznawana za jednego z najlepszych antagonistów w historii gier komputerowych. Czymże przy towarzyszącej każdemu kroku niepewności jest zagrożenie, które możemy rozwiązać odpowiednią ilością amunicji?
A być może tak słaby wynik frekwencyjny jest efektem konfrontowania z wielkimi, epickimi bataliami olbrzymich proporcji? Sam osobiście zawsze wolałem mniejszą skale, dzięki czemu postacie zyskują na unikalności i osobowości, aczkolwiek nawet przy takich preferencjach Dark Fate wypada niezwykle blado obok chociażby Endgame. Nawet mając na względzie wizję apokalipsy i stąpania metalowymi nóżkami po czaszkach, to z perspektywą przyszłości którą można w każdej chwili zmienić, wszystko co może nadejść traci swą wagę. Zostajemy zatem z grupką buntowników i goniącym za nimi elektronicznym mordulcem – wszystko to widzieliśmy już w poprzedzających częściach. Widzę jednostkę ludzką, będącą kluczem do ocalenia ludzkości – mamy to od pierwszej części.Widzę stary model terminatora starający się odeprzeć ulepszoną wersję (T2), która może przyjmować różne kształty (T2) i jest jednocześnie połączeniem dwóch poprzednich generacji (T3). Widzę potrzebę zniszczenia sojusznika celem unicestwienia technologii (T2). Widzę Arniego… No ok, akurat obecność Arnolda raczej nie będzie nigdy zapisywana po stronie minusów. Poczucie wtórności jednak jest przytłaczające, nawet porównując z wykreślonymi z kanonu kontynuacjami. Bunt Maszyn pokazał nam genezę Skynetu, Ocalenie ukazało epicentrum wojny w przyszłości, Genisys próbował zaś alternatywnych rozwiązań. Tylko olbrzymie i dochodowe marki, takie jak Star Wars, mogą sobie pozwolić na odgrzanie starej fabuły niczym ulubionego kotleta, a i w ich przypadku czas pokazał, że odbiorca po tej swoistej i mimo wszystko satysfakcjonującej reminiscencji dosyć szybko zaczyna domagać się konkretów.
Z pewnością gdy film zostanie wydany w domowej wersji to pokuszę się o egzemplarz do kolekcji, gdyż mam do serii niesamowity sentyment – pierwsza odsłona za dzieciaka długo spędzała mi sen z powiek, druga część zaś należy do mojego osobistego topu kina akcji. Byłoby nawet zabawne, gdyby wszystkie moje fabularne zastrzeżenia względem Dark Fate okazały się niesłuszne i film w rzeczywistości zaskakiwał mnie nietuzinkowymi zwrotami akcji – tego zresztą mu życzę! Obawiam się jednak, iż przeciętne oceny wśród kinomanów nie wzięły się znikąd i choć będzie to wizualnie wspaniała przygoda, to jako marka obraz znów nie doskoczy do poprzeczki, którą zawiesił mu sam James Cameron. Na recenzję przyjdzie jeszcze czas, póki co jednak Terminator znów zejdzie z wokandy i poczeka na lepsze czasy. Może to i lepiej.
Naczelny. Pismak. Kolekcjoner. Entuzjasta bijatyk, filmowych adaptacji i automatów arcade. Frytki posypuje majerankiem.