Egzorcysta (The Exorcist) (1973)

Przez niektórych jest uważany za najlepszy horror w dziejach kinematografii. Historia opętanej dziewczynki, księdza w kryzysie wiary i demona o niewyparzonej gębie.

Początek Egzorcysty to dwie oddzielne historie rozgrywające się w Georgetown, w Waszyngtonie. Z jednej strony mamy nastoletnią dziewczynkę, Reagan i jej matkę, sławną aktorkę, Chris MacNeil, która świetnie sobie radzi z balansowaniem życia zawodowego i samotnym wychowaniem córki. Oczywiście sielanka kończy się gdy u nastolatki pojawiają się pierwsze objawy demonicznego opętania. Po drugiej stronie skali mamy księdza Damiena Karrasa. Duchowny znajduje się w bardzo trudnym okresie swojego życia. Ciężka sytuacja materialna połączona z opieką nad starą, schorowaną matką wystawia wiarę ojca Karassa na wyjątkowo ciężką próbę. Trochę poza główną fabułą pojawia się też wątek starszego księdza, Lankestera Merrina który podczas wykopalisk w Iraku natrafia na statuetkę pogańskiego bóstwa i zaczyna odczuwać wpływ demonicznej obecności, która w końcu sprowadza go do Stanów Zjednoczonych.

Horror Egzorcysty objawia się w niepewności i powolnym podnoszeniu temperatury. Od samego początku jesteśmy jako widz wystawieni na dwa przygnębiające wątki, które powoli odwijają nas z warstwy dobrego humoru i komfortu, w jakiej mogliśmy zasiąść do seansu. W momencie gdy zaczynają się pojawiać elementy grozy jesteśmy już w odpowiednim nastroju do przyjęcia koszmaru i niewygodnych pytań, które ze sobą niesie. Przez pierwszą godzinę filmu można sądzić, że cała historia pozbawiona jest elementów paranormalnych, nawet ksiądz Karras gdy pierwszy raz spotyka Reagan usiłuje wyjaśnić jej przypadłości problemami psychologicznymi. Samo bezowocne szukanie przez lekarzy przyczyn tego co się dzieje przy pomocy coraz bardziej skomplikowanych, głośnych i bolesnych testów, niemoc samotnej matki, Chris, usiłującej znaleźć jakiekolwiek rozwiązanie – wszystko to składa się na film, który straszy nie tyle głośnymi potworami z zaskoczenia, co ciągłą, opresyjną, coraz bardziej zagęszczającą się atmosferą.

Chyba nikogo nie zaskoczy, że zacznę od Lindy Blair. Młodziutka aktorka dała z siebie wszystko na planie, przekonująco odgrywając sceny opętania gdy demoniczna ekipa postanawia wziąć jej ciało na małą przejażdżkę. Cała chwała za stworzenie kreacji na trwałe zapisanej w historii horroru nie przypada tutaj jednej osobie i nie chodzi tu wcale o udział zespołu artystów projektujących i nakładających charakteryzację – część scen wymagała o wiele głębszego głosu i w tych scenach głosu użyczyła aktorka Mercedes McCambridge, która żeby wyprodukować głos demona wypijała surowe jajka i paliła kartony papierosów. Nie bez znaczenia zostaje też udział dublerki w niektórych wyjątkowo trudnych ujęciach, jak słynny “pajęczy chód” po schodach.

Egzorcysta jako film wybija się także dzięki bardzo autentycznej grze aktorskiej Elen Burstyn wcielającej się w Chris MacNeil i Jasona Millera grającego księdza Damiena Karrasa. Ich autentyczne i przekonujące role stanowią serce całej historii i to dzięki ich naturalnym reakcjom Egzorcysta robi tak wielkie wrażenie na widzu.

Efekty specjalne i charakteryzacja stoją na bardzo wysokim poziomie. Przemiana Reagan MacNeil jest stopniowa i liczy się to zdecydowanie na plus, gdyż przejście od zera do zielonkawej, pociętej poczwary rzygającej zieloną breją jak z węża strażackiego zamieniłoby całość w pastisz. Dziewczyna najpierw jest blada, po czasie pojawiają się kolejne rany na skórze. Egzorcystę nakręcono w taki sposób, że miejscami mamy wrażenie oglądania filmu dokumentalnego. Widać to szczególnie w ujęciach, gdzie Reagan jest badana w szpitalu, chociaż nie brakuje też typowo kinowych kadrów, które są zwykle udziałem Maxa von Sydowa, grającego księdza Merrina. Mamy ujęcie rodem z westernu, gdy stary duchowny podczas wykopalisk stoi naprzeciwko statuy pogańskiego bóstwa, czy rzut z tyłu na oświetloną od frontu sylwetkę egzorcysty. Reżyser William Friedkin specjalizował się kinie dokumentalnym, ale nie brakuje mu też typowej dla rasowego filmowca fantazji i wyczucia przestrzeni.

Muzyka bardzo dobrze akcentuje to, co dzieje się na ekranie. Mamy utwory chóralne, mamy Tubular Bells – utwór brytyjskiego muzyka, Mike’a Oldfielda, który dla wielu osób jest tożsamy z marką Egzorcysta, chociaż wykorzystano w filmie jedynie jego fragment. Co ciekawe w oprawie dźwiękowej wykorzystano też kilka kompozycji Krzysztofa Pendereckiego. Dobrym wyborem było pozostawienie niektórych scen w ciszy, dzięki czemu nie mamy efektu “przeładowania” w wyjątkowo intensywnych, czy ważnych momentach filmu.

Egzorcysta to jeden z tych obrazów, o których mówienie, że jest niezrozumiany przez publiczność nie jest słabą linią obrony stawianą przez zdesperowanych psycho-fanów. Jest spora szansa, że osoby siadające na świeżo do seansu zrobią to mając w głowie popularne stwierdzenie, że „Egzorcysta to prawdopodobnie najstraszniejszy horror wszechczasów”. Jeśli ocenimy Egzorcystę przez pryzmat współczesnego kina grozy to wypadnie on blado. Nic nie krzyczy, krwi niewiele, żadnych stworów wyskakujących z cienia na kamerę… Napięcie podnosi się powoli i bazuje na bardziej subtelnym straszeniu widza poprzez mieszanie w głowie, atakowanie dobrego nastroju i skłanianie do myślenia o nieprzyjemnych tematach i zadawania sobie samemu niewygodnych pytań.

 

Dzieło Williama Friedkina i Williama Petera Blatty’ego jest klasykiem kina grozy, po który warto sięgnąć, mając na uwadze, że nie jest to zwykły horror. Filmowcy mieli ambicję stworzyć coś wyjątkowego i udało im się osiągnąć cel. Egzorcysta to nie tylko dobry, niekonwencjonalny horror, ale także kawał solidnego kina. Historia opowiedziana w filmie pozostaje z nami na długo po zakończeniu seansu.

Ocena:

  • Tytuł: The Exorcist (Egzorcysta)
  • Gatunek: horror, dramat
  • Rok wydania: 1973
  • Reżyser: William Friedkin
  • Scenariusz: William Peter Blatty
  • Obsada: Ellen Burstyn, Jason Miller, Linda Blair, Max von Sydow, Lee J. Cobb, Kitty Winn, Jack MacGowran, William O’Malley, Mercedes McCambridge, Kitty Winn
  • Studio: Hoya Productions, Warner Bros.