Miłośnicy rodzimego futbolu przyzwyczajeni są do zmienności najwyższej klasy rozgrywkowej. Nic jednak nie dorówna absurdu, jaki włodarze zafundowali nam w sezonie 2001/2002.
Polska piłka nożna nie jest czymś, co kojarzy się nam jakoś specjalnie dobrze. Paradoksalnie, mimo braku sukcesów na arenie międzynarodowej, nieprzerwanie okupuje pierwsze miejsce wśród naszych sportów narodowych. Choć wielu śmiałków próbowało wskazać czy to skoki narciarskie, czy to siatkówkę, to nie ma szans – futbol skradł serca Polaków, i wręcz jednym z etapów dorastania stało się przyzwyczajanie do mizernych poczynań naszych reprezentantów. Czym innym jest jednak nasze lokalne piekiełko, które z korupcją na czele dominowało kilka dekad czołówki gazet z wieloma zaskakującymi rozstrzygnięciami. Lata 90. minionego wieku są skazą tak wielką, że do tej pory wokół jakiejkolwiek wątpliwości nie sposób jest przejść obojętnie bez nawiązań i retrospekcji. Nie dziwi zatem, że wiele było prób zmiany takiego wizerunku polskiej ligi, z modyfikowaniem przepisów rozgrywek na czele. Jedną z nich widzieliśmy w 2001 roku…
Założenie było proste: im mniej meczów bez stawki, tym mniejsza pokusa ich ustawiania: czy to pod kątem oddawania komuś punktów, czy bukmacherki, czy innych zawirowań kadrowych itp. Miało być sprawiedliwie i transparentnie, cały czas interesująco. W dodatku sezon był krótszy (28 kolejek zamiast 30), co miało pomóc reprezentacji Polski, prowadzonej przez Jerzego Engela, szykującej się na Mistrzostwa Świata w Korei i Japonii. Same korzyści! Co prawda reformę uchwalono szybko i w dość kontrowersyjnych okolicznościach, a następnie ogłoszono na miesiąc przez rozpoczęciem rozgrywek w jaki sposób drużyny będą grać, ale któż by tam się tym przejmował. Jest zmiana, zamieszano łyżeczką w herbacie po raz kolejny, tyle że tym razem kilka razy mocniej.
Na podstawie końcowej tabeli poprzedniego sezonu podzielono drużyny na grupy A i B wedle zasady: 1-sze i 4-te miejsce do jednej oraz 2-ie i 3-ie do drugiej, i tak dalej. W rezultacie Grupa A zawierała drużyny: GKS Katowice, Górnik Zabrze, KSZO Ostrowiec Świętokrzyski, Odra Wodzisław Śląski, Polonia Warszawa, Wisła Kraków, Widzew Łódź oraz Zagłębie Lubin, natomiast w Grupie B zagrały Amica Wronki, Dyskobolia Grodzisk Wielkopolski, Legia Warszawa, Pogoń Szczecin, Ruch Chorzów, RKS Radomsko, Stomil Olsztyn i Śląsk Wrocław. W grupach każdy grał z każdym, a następnie po 14 meczach pierwsze cztery zespoły w obu grupach awansowały do grupy Mistrzowskiej, zaś po cztery ostatnie kontynuowały zmagania w Grupie Spadkowej. Należy także dodać, iż po pierwszym etapie zdobyte punkty… były dzielone na pół (z zaokrągleniem do góry), dzięki czemu drużyny miały zostać „pod prądem” do końca.
Wystarczy chwila zastanowienia aby wyłapać liczne niedociągnięcia takiego rozwiązania. O ile drużyny walczące o utrzymanie rzeczywiście do końca musiały się starać, gdyż nie było dużej różnicy punktowej między nimi, to inaczej sytuacja mogła wyglądać na górze – mając pewne utrzymanie drużyny mogły resztę meczy zwyczajnie odpuścić. Co więcej: taki kalendarz rozgrywek sprawiał, iż niektóre zespoły… w ogóle ze sobą nie grały, zaś z innymi grały aż cztery razy. Świetnym przykładem jest tu brak meczów Legia kontra Widzew, czyli starć które elektryzowały cały piłkarski kraj w latach 90. Nie doświadczyliśmy także Wielkich Derbów Śląska, czyli rywalizacji Górnika Zabrze z Ruchem Chorzów, zespołów z największą ilością tytułów Mistrza Polski. Zamiast tego aż czterokrotnie mogliśmy oglądać potyczki Stomilu Olsztyn i RKS-u Radomsko, czyli późniejszych spadkowiczów.
Problemem okazało się także i dzielenie punktów. Zabieg ten forował drużyny będące w lepszej formie na koniec rywalizacji, czego najlepszym przykładem jest Odra Wodzisław, która po połowie sezonu zgromadziła największą liczbę punktów, zaś w grupie mistrzowskiej zanotowała jedynie dwie wygrane i skończyła ostatecznie na piątym miejscu, tuż za strefą europejskich pucharów. Kto wie czy mając większy zapas punktowy zawody nie potoczyłyby się inaczej (inna presja, lepszy rozkład sił piłkarzy etc.), a i same nagrody finansowe są dla poszczególnych lokat przecież inne.
Ligę wygrała Legia Warszawa, detronizując potężną wówczas Wisłę Kraków. O sile Wojskowych stanowili m.in. Maciej Murawski, Cezary Kucharski, Tomasz Kiełbowicz, Aleksandar Vuković, Siergiej Omieljanczuk, Jacek Magiera, Tomasz Sokołowski, Adam Majewski czy Wojciech Kowalewski. Na otarcie łez fanom Białej Gwiazdy pozostał tytuł króla strzelców, który z 21 golami zdobył Maciej Żurawski. Z ligą natomiast pożegnały się drużyny Stomilu Olsztyn i Śląska Wrocław, a także RKS Radomsko po przegranym barażu ze Szczakowianką Jaworzno. Rzutem na taśmę utrzymało się KSZO Ostrowiec po ograniu Górnika Łęczna.
Z systemu grupowego zrezygnowano raptem po jednym sezonie, gdy w rozgrywkach 2002/2003 drużyny ponownie rozpoczynały i kończyły w jednej wspólnej tabeli z 16 pretendentami do Mistrzostwa Polski. A wystarczyło posłuchać się starej polskiej mądrości: to trzeba na spokojnie…
Naczelny. Pismak. Kolekcjoner. Entuzjasta bijatyk, filmowych adaptacji i automatów arcade. Frytki posypuje majerankiem.