Starsza Reagan ponownie zmuszona jest stawić czoła złu demona, który już raz ją opętał. Do akcji rusza kolejny ksiądz, a niesamowita podróż zabierze nas między innymi do Afryki.
Egzorcystę II otwiera… egzorcyzm. Ojciec Philip Lamont usiłuje uwolnić od demona kobietę, która twierdzi, że jest uzdrowicielką. Niestety – co powoli staje się standardem w serii – rytuał nie osiąga zamierzonego skutku i sama zainteresowana pod wpływem siły nieczystej kończy życie w płomieniach. Po tej porażce ksiądz zostaje przypisany przez Watykan do przeprowadzenia śledztwa w sprawie śmierci ojca Merrina, który zginął przeprowadzając egzorcyzm w pierwszym filmie. Kościół ma wątpliwości co do stanu umysłowego, w którym znajdował się stary egzorcysta przed swoją śmiercią, niechętni idei dosłownego diabła hierarchowie zarzucają nawet Merrinowi herezję. Tymczasem w Nowym Jorku, w instytucie zdrowia psychologicznego Reagan McNeil bierze udział w terapii z doktor Gene Tuskin. Psycholożka jest zainteresowana przeżyciami dziewczyny, w związku z jej rzekomym opętaniem, jednak Reagan twierdzi, że nic nie pamięta z tamtego okresu swojego życia. Niestrudzona pani doktor postanawia zaciągnąć do zadania nowoczesną technologię w postaci synchronizera – specjalnego aparatu, który pozwala poddać dwie osoby hipnozie i „wpuścić” jednego z uczestników sesji do wspomnień drugiego. W momencie przeprowadzenia próby na miejsce przybywa ojciec Lamont i od razu zaczyna niebezpiecznie iskrzyć między człowiekiem wiary, a kobietą nauki. Jednocześnie okazuje się, że Reagan wciąż jest trochę opętana, co mocno komplikuje zadanie duchownego i sprowadza całą trójkę na kurs kolizyjny z demonem Pazuzu.
Sequel Egzorcysty funduje nam niezłą przejażdżkę kolejką górską. Wątek religijno-mistyczny jest równie silny jak w finale poprzedniego filmu. Już nie ma miejsca na niepewność, która cechowała przez ponad połowę pierwszego filmu. Ojciec Lamont wjeżdża z ostrą katolicką wendettą za to, co spotkało księdza Merrina. Na całość nakłada się jeszcze motyw science-fiction i fikuśna maszynka pani doktor Tuskin. A to wszystko tylko wierzchołek góry lodowej, schodząc niżej napotkamy Jamesa Earl Jonesa w kostiumie szarańczy, stepującą Reagan i księdza Lamonta mówiącego swojemu pilotowi z absolutną beztroską, że niedawno sobie latał z demonem na podróże krajoznawcze do Afryki. Zaporowa warstwa absurdu przykrywa Heretyka tak grubo, że nawet przy najlepszych chęciach ciężko dojrzeć pod tym wszystkim jakikolwiek horror. Co gorsza tego horroru nie jest tam ani dużo, ani nie jest on specjalnie straszny.
Aktor – nawet najwybitniejszy – zawsze jest ograniczony materiałem jaki dostarcza mu reżyser. Jeśli reżyser daje pastisz, co gorsza niezamierzony pastisz – to nie ma innej opcji – cała obsada będzie grać bombastycznie dostarczając przerysowanych i nierealistycznych bohaterów. Wracający do swoich ról Linda Blair grająca starszą Reagan McNeil, Max von Sydow jako ojciec Lancaster Merrin i Kitty Winn grająca Sharon Spencer nie spisała się źle. Szczególnie ciężko tu krytykować Maxa von Sydowa, którego bohater wraca tylko na kilka chwil w wizjach i wspomnieniach. Linda Blair tak jak była zmuszona do grania odrażającego i obscenicznego demona, tak tutaj jest dobrze wychowaną, młodą kobietą o dobrym sercu gotową iść każdemu na rękę. Cały czas znajdą się sceny, w których aktorka zmuszona jest do ponownego wejścia w diablą skórę, ale nie są już one tak wyzywające, ani nie robią takiego wrażenia, jak w poprzednim filmie. Doświadczeniem zupełnie surrealistycznym jest obserwowanie jak Richard Burton, grający ojca Lamonta idzie niewzruszenie przez coraz bardziej dziwaczne sceny, wypowiada coraz bardziej kosmiczne kwestie, robi coraz bardziej absurdalne rzeczy i wszystko to z pełną powagą i profesjonalizmem godnym aktora z takim dorobkiem!
Egzorcysta II: Heretyk nie dostał takiej porcji miłości, jaką obdarzono oryginalnego Egzorcystę. Ewidentnie widać, że parę ujęć dziejących się w Afryce nakręcono w studiu z fototapetą w tle, niesamowita maszynka do wirtualnej rzeczywistości z użyciem hipnozy to po prostu jakieś pudełko z lampką i dwiema skórzanymi opaskami, już nie wspomnę o płonącej żywcem bez ruchu uzdrowicielce z początku filmu. Chyba jedynie opętany, afrykański chłopiec w jednej ze scen miał nałożoną charakteryzację w miarę udany sposób.
Do nagrania muzyki zaangażowano Ennio Morricone, ale nie ma co liczyć na niesamowity i klimatyczny soundtrack. Muzyka pasuje do miejsc, gdzie akurat dzieje się akcja, czy to chorały, czy afrykańska muzyka plemienna, ale nie ma tu nic, co chodziło by za nami po obejrzeniu filmu.
Sequel Egzorcysty nie działa ani jako kontynuacja naprawdę wielkiego dzieła sztuki filmowej, ani jako horror. Strasznie i przerażająco nie jest nigdy. Mimo, że Heretyk otwarty jest bardzo intensywną sceną to dalej napięcie uchodzi z niego jak z przebitej piłki, a sceny rodem z science-fiction, czy kina eksperymentalnego naprawdę nie pomagają w odbiorze całości. Egzorcysta II: Heretyk próbuje być wieloma rzeczami na raz w efekcie wyszedł audiowizualny bałagan, który może nas zatrzymać jedynie chęcią zobaczenia kolejnych absurdalnych wydarzeń.
Egzorcystę określano jako „prawdopodobnie najlepszy horror wszechczasów”, natomiast Heretyk dostał łatkę „najgorszego sequela wszechczasów”. Film da się obejrzeć jeśli ktoś chce mieć pełny obraz tego jak rozwijała się marka, ale żadna z następnych części nie odnosi się do wydarzeń z „dwójki” i to już o czymś świadczy.
Ocena:
- Tytuł: Egzorcysta II: Heretyk (Exorcist II: The Heretic)
- Gatunek: horror
- Rok wydania: 1977
- Reżyser: John Boorman
- Scenariusz: William Goodhart, John Boorman, Rospo Pallenberg
- Obsada: Linda Blair, Richard Burton, Louise Fletcher, Max von Sydow, Kitty Winn, Paul Henreid, James Earl Jones,
- Studio: Warner Bros.
Miłośnik starych gier, dobrych książek, stołowych gier bitewnych, w wolnych chwilach animator hejtu.