Hellraiser VI: Droga do piekła (Hellraiser: Hellseeker) (2002)

Kirsty Cotton powraca… żeby posłużyć za rekwizyt w historii, której bohaterem jest jej mąż – Trevor Gooden.  Oczywiście w całość wmieszana jest piekielna układanka.

Film otwiera rodzinna sielanka młodej pary Gooden-Cotton, w której Trevor i Kirsty rozmawiają na temat zbliżającej się rocznicy. Miłą rozmowę przerywa wypadek samochodowy, po którym Trevor budzi się w szpitalu. Po Kirsty nie ma śladu i nikt nie jest w stanie wyjaśnić skołatanemu mężowi, gdzie podziała się jego żona.  Cała sprawa wyraźnie siada Trevorowi na psychikę, co gorsza w pracy ciężko o wsparcie, bo jego kumpel Bret zachowuje się dziwnie, a szefowa próbuje go przelecieć w stołówce. Jak żyć? W mieszkaniu też nie ma spokoju, bo sąsiadka także jest nagrzana, jak kocica w marcu i kompletnie nie szanuje żałoby po zaginionej żonie. Kolejna wizyta. Szefowa. Chce tego samego co sąsiadka. Masakra. Jedynie detektyw Lang, który pracuje nad sprawą zaginięcia Kirsty nie usiłuje się dobrać Trevorowi do majtek i wykazuje zrozumienie dla jego sytuacji. Kłopot w tym, że dość szybko staje się jasne, że uprzejmy stróż prawa ma pewne na razie niesprecyzowane podejrzenia i sądzi, że sprawa nie jest wcale taka jasna, jak zostało to przedstawione na początku filmu.

Fabuła Hellraiser 6: Hellseeker mocno zalatuje powtórką z rozgrywki, w dodatku bardzo niedawnej rozgrywki. W zasadzie cały film to niemal kropka w kropkę historia opowiedziana w piątej odsłonie serii, Hellraiser 5: Inferno. Skołowany główny bohater, dziwnie zachowujący się znajomi i osoby postronne, niejasne wizje, ba, nawet takie szczegóły jak taśma video zmieniająca swoją zawartość przy następnym odtworzeniu znalazły swoje miejsce w obydwu filmach. W sumie przykra sprawa, bo z dwóch filmów to ten późniejszy radzi sobie lepiej z historią i jest lepiej wkomponowany w serię, jednak przez to, że wyszedł jako następny to automatycznie jest wtórny. Po raz drugi oglądamy tą samą historię i niestety finał także jest prawie identyczny, co kompletnie rujnuje jakiekolwiek zainteresowanie ze strony widza, o ile ten nie ogląda Hellseekera w oderwaniu od reszty serii.

Główny bohater, Trevor jest … no jest. W zasadzie gość nie odróżnia się zbytnio niczym i głównym atutem Deana Wintersa jest to, że faktycznie sprawia wrażenie kogoś, kto jest szczerze zaskoczony każdym dziwacznym wydarzeniem, które staje się jego udziałem. Grany przez niego Trevor budzi nawet pewne współczucie, bo w odróżnieniu od detektywa z Hellraiser: Inferno nie widzimy żadnych działań, które ukazywałyby go inaczej niż jako ofiarę okoliczności. W zasadzie jest to zaleta i wada, bo zależnie od punktu widzenia bardziej kontrowersyjny protagonista jest interesujący, ale też nie każdy lubi spędzać ponad godzinę na obserwowaniu poczynań jakiegoś buca. Reszta obsady w większości stanowi elementy dekoracji, od których Trevor odbija się podczas swojej nietypowej podróży. Doug Bradley tradycyjnie stanowi najmocniejszy punkt programu dominując każdą scenę, w której pojawia się grany przez niego przywódca Cenobitów, Pinhead. Kłopot w tym, że nie ma go za wiele w filmie i większość czasu jesteśmy w towarzystwie Trevora. Powracająca bohaterka dwóch pierwszych części serii Hellraiser, Kirsty Cotton też nie ma za wiele do roboty. Ashley Laurence bez problemu powróciła do odgrywanej lata wcześniej postaci, ale niestety poza końcowymi scenami jej występ ogranicza się do kilku migawek.

Pod względem wizualnym dostajemy to samo pudełko sztuczek, którymi raczyła nas poprzednia odsłona. Pomieszczenia wypełnione niebieskim światłem, wizje operacji chirurgicznych, za które lekarze je wykonujący dostali by miejsce w wariatkowie lub na krześle elektrycznym i pląsający radośnie nowi Cenobici, których wygląd zapomina się nawet nie po napisach końcowych, ale po scenie, w której się pojawiają. Hellraiser 6: Hellseeker cierpi na tą samą przypadłość co inne sequele Hellraisera – pogłębiający się brak pomysłów jak dobrze wykorzystać stworzony przez Clive’a Barkera świat. Efekty specjalne są na poprawnym poziomie, ale co komu z tego jak nie ma ich za wiele, a to co widzimy na ekranie mimo poprawnego wykonania pozbawione jest polotu i wyobraźni jakie cechowały pierwsze filmu w serii.

Hellraiser 6: Hellseeker to trochę bardziej rozwodniona wersja Hellraisera 5: Inferno. Mamy tutaj wszystko – od bardzo podobnego finału historii, po te same narzędzia budujące intrygę, która tym razem nie jest w stanie wciągnąć widza, bo po prostu już to widzieliśmy. Nawet powrót Ashely Laurence nie jest w stanie pomóc szóstej odsłonie cyklu Hellraiser wznieść się ponad przeciętność.

 

Mamy tutaj do czynienia z częścią cyklu Hellraiser, która w zasadzie jest zamiennikiem dla poprzedniej odsłony. Jeśli ktoś jest fanem Ashley Laurence i chce obejrzeć film, którego wydarzenia składają się na historię Kirsty Cotton kontynuowaną w komiksach, to może odpuścić sobie Hellraiser 5: inferno. Jak komuś bardziej leży trochę mroczniejsza historia, to nic nie straci przeskakując nad Hellraiser 6: Hellseeker po obejrzeniu „piątki”.

Ocena:

  • Tytuł: Hellraiser 6: Hellseeker (Hellraiser: Droga do Piekła)
  • Gatunek: Horror
  • Rok wydania: 2002
  • Reżyser: Rick Bota
  • Scenariusz: Carl V. Dupre, Timothy F. Day
  • Obsada: Dean Winters, Ashley Laurence, Doug Bradley, William S. Taylor, Rachel Hayward, Sarah-Jane Redmond, Jody Tompson, Kaaren de Zilva, Trevor White
  • Studio: Dimension Films, Miramax