Tytuł nie tyle kontrowersyjny, co często niezrozumiany, zbierający pełną gamę ocen od weń grających – od miażdżącej krytyki po falę zachwytów.
W grze próżno szukać zaawansowanego wątku fabularnego z intrygującymi zwrotami akcji – jesteśmy my, nasze samozaparcie w nauce oraz cel pod postacią tytułowego turnieju sztuk walki Budokan. O ile obcowanie w dojo nie jest niczym innym jak treningiem, to wkroczenie na maty z innymi pretendentami stwarza już sympatyczną atmosferkę. Każdy z rywali ma unikalną osobowość, przynajmniej z opisu jaki jest nam zaserwowany, a że wiąże się to w jakiś sposób także z ich stylem walki to rośnie nam z każdym starciem kolejne wyzwanie. I to już jest fajne, gdyż autentycznie można poczuć się jak w tych klasycznych filmach kung fu, gdzie im więcej pracujemy nad sobą, tym dalej zajdziemy. To my jesteśmy głównym bohaterem tej opowieści.
Choć mogłoby się zdawać, że mamy tu do czynienia z bijatyką 1 na 1, to gra ma w sobie o wiele głębi aniżeli tylko beztroskie okładanie się. Pójdę z tą tezą nawet dalej: jest tu więcej potrzeba myślenia niż zręczności. Co prawda zawsze powtarza się, iż wszystkie gry z tego gatunku wymagają podejścia strategicznego, to Budokan poszedł w tym aspekcie o wiele dalej. Już same paski witalności zwracają uwagę swoją odmiennością. Pierwszy z nich, Stamina, pełni tu rolę podobną do wskaźnika posiadanego życia, acz jest o tyle ciekawiej, iż odnawia się on gdy odpoczywamy, a jego ubytek możemy powodować nadmierną własną aktywnością (lub zebraniem ciosu na ciało). Co więcej: im mniej go mamy tym ciężej nam się poruszać i wyprowadzać ciosy. Drugi pasek, oznaczony jako Ki, działa w stylu koncentracji – atakując lub obrywając spada nam on, a unikając i blokując rośnie. Im więcej mamy tego szlachetnego zasobu w sobie, tym mocniej jesteśmy w stanie uderzyć, czasem nawet kończąc walkę jednym potężnym ciosem.
Oddano nam do zabawy cztery sztuki walki: Karate, Kendo, Bo oraz Nunchaku, a każda z nich charakteryzuje się odmiennym wachlarzem ciosów, szybkością, obrażeniami i obroną. Niektóre ruchy są proste i intuicyjne, inne zaś, zwłaszcza te najbardziej zabójcze, wymagają wprawy. W dojo możemy sobie na różne sposoby nasze umiejętności testować, sparując na dowolne sposoby. Gdy uznamy, iż jesteśmy gotowi to przystępujemy do turnieju. Przeciwnicy walczyć będą różny broniami, także i nam niedostępnymi, a więc jest w tym nieco elementu zaskoczenia. Przed każdą walką możemy zapoznać się z opisem przeciwnika i wybrać styl walki, jakiego użyjemy – jest to o tyle istotne, że wygrywając starcie ową broń (nawet pięści w karate) zużywamy, a mamy ich limitowaną ilość. Kilkukrotna porażka cofa nas do poprzedniego oponenta. Rywali łącznie jest dwunastu, a więc tak musimy dysponować orężem i wykorzystać własne silne strony aby dać sobie szanse daleko zajść. Co by nie mówić: intrygujące rozwiązanie.
Gra ma swój osobliwy styl wizualny i się go konsekwentnie trzyma. Pierwsze co rzuca się w oczy to małe sylwetki postaci, co zwłaszcza podczas samych walk wygląda dziwnie, gdyż większość ekranu zajmują zdobione tła. Zabieg ten ma jednak swoje uzasadnienie, gdyż dzięki niemu widzimy całą długość areny i łatwiej nam kontrolować tempo potyczki – przy dużych modelach i przewijanym ekranie grałoby się zdecydowanie mniej intuicyjnie. Zatem mamy niespodziewany plus, który dowodzi tezie że był jakiś spójny pomysł na całość. Wszystkie designy są stonowane i w miarę możliwości realistycznie przedstawione, co może być jednocześnie lekkim zarzutem pod katem niewielkiej różnorodności. Wszystko jednak pasuje do klimatu, jaki chciano osiągnąć.
Ciężko wiele wymagać od gry z 1989 roku w tym aspekcie, aczkolwiek nigdy (nawet dziś) specjalnie mi ta piszcząca muzyka nie przeszkadzała, a i same odgłosy spełniały swoją funkcję tak jak należy. Wszystko ma swój urok i po prostu zgrywa się z całościową wizją tego projektu. Plusem jednakże nie jest, nie przesadzajmy – nóżka nie chodzi.
Oś sporu pomiędzy krytykami i miłośnikami tej gry jest właśnie w tym miejscu. Dla jednych toporna i powolna, dla drugich taktyczna i realistyczna – nie ukrywam, iż zaliczam się do tej drugiej grupy. Potrafiłem spędzić wiele godzin (łącznie, nie ciurkiem, aż takim szaleńcem nie jestem) na walce z cieniem aby opanować najtrudniejsze kombinacje, by później w sparingu wypracowywać metody i kontry na poszczególne style walki. I właśnie cierpliwość i sumienność procentuje, gdyż przechodząc do głównej atrakcji – turnieju Budokan – będziemy gotowi aby w locie się dostosowywać do wydarzeń na macie. To właśnie ten proces wynikowy daje satysfakcję z osiągania efektu, gdyż przyciskając losowe buttony lub spamując jeden cios daleko nie mamy szans zajść. Naturalnie prędzej czy później wkroczą automatyzmy, na poszczególnych rywali będziemy mieli już najlepsze rozwiązania, ale tak po prostu działa doświadczenie. Jeśli lubicie takie rzeczy w grach to będziecie usatysfakcjonowani. Aczkolwiek to łażenie po terenie między chałupami mogli nam już darować…
Aspekt strategiczny potyczek sprawia, iż mimo upływu czasu gra potrafi nadal wciągnąć… O ile rzeczywiście poświęcimy troszkę czasu na zmianę nastawienia z mentalności tradycyjnych bijatyk. Z marszu się do niej niestety nie da wejść, przez co dla wielu osób obecnie będzie to już tytuł niegrywalny. Sporo w grze jest niuansów, które trzeba samemu wyłapywać, żmudnie przetrenować do powtarzalności, a następnie przetestować w boju. Acz jak by nie patrzeć: utrzymanie skutecznej defensywy, aby następnie powalić przeciwnika jednym ciosem, sprawia wiele radochy. W kwestii żywotności głosy znów będą podzielone…
Nie mogę się pozbyć wrażenia, że większość słabych ocen Budokan: The Martial Spirit wywodzi się ze złych oczekiwań i porównywaniem jej z regularnymi bijatykami, którą ona nie jest. To unikalna produkcja narzucająca własne reguły i idąca swoją drogą, a ja takim lubię poświęcić czas, a więc i moja opinia jest zgoła inna. Jeśli podejdziecie do niej z otwartym umysłem i dacie się wciągnąć, to możecie być mile zaskoczeni.
Gatunek: zręcznościowa, bijatyka
Rok wydania: 1989 (PC)
Platforma: PC (MS-DOS), Amiga, Mega Drive, Commodore 64, ZX Spectrum, Amstrad CPC
Producent: Electronic Arts
Wydawca: Electronic Arts
Gdzie dorwać? wersja Mega Drive w ramach EA Replay (PSP, PS Store)
Naczelny. Pismak. Kolekcjoner. Entuzjasta bijatyk, filmowych adaptacji i automatów arcade. Frytki posypuje majerankiem.