Środowy Śliski – Smuty i klęski dekontaminacyjne

Zamknęli, zaryglowali, chronić się każą przed zarazą. Gdy multum zdesperowanych normies zastanawia się co w domu z czasem począć, my, zaprawieni w boju, lśnimy!

Granblue Fantasty Versus zawitało w ubiegłym tygodniu na PC za pośrednictwem Steama. Chętnie bym dla was tę grę zrecenzował, gdyż podciągnięcie jej pod retro dzięki staroszkolnemu stylowi rozgrywki oraz poczciwemu ArcSys nie jest nadużyciem, aczkolwiek… No właśnie… Gierka straszy swą premierową ceną 215 zł bez grosika niczym parawaniarz białą skarpetką, czyniąc ją znacznego kalibru wydatkiem. Pecety nie mają generalnie szczęścia do otoczki towarzyszącej bijatykom. Od dziesiątek lat ciągną się mity o słabych portach, a i nadal gros graczy żyje w przekonaniu że jak się bić, to tylko na konsolach. Edycje PC nie dość, że często nie są już na żywca przesadzane, a i często wręcz poprawiane o wyłapane na konsolach babole. Co więcej – gry szybciej tanieją, oferują ten sam, jak nie większy (klawiatura!) asortyment kontrolerów, a i necik z reguły śmiga o wiele stabilniej. No ale jak przekonywać lud do poczciwego blaszaka, gdy na dzieńdoberek lądują recenzje, streamy i gameplay’e oparte o konsolówki? A potem, drodzy wydawcy, narzekacie że nie opłaca się robić bitek na kompiutry i po 2-3 latach ratować się musicie bundlami…

* * *

Swoją drogą: pamiętacie te umysłowe eskapady, gdy coś było poza naszym finansowym zasięgiem i zawsze eter swą elokwencją musiał zatruć jakiś podwórkowy filozof, tyrający swołocz aby dorosła i poszła do pracy? Jak będę kurna starym dwudziestoparolatkiem i będę zarabiał zawrotne 2 klocki na rękę to sobie wszystko kupię, o! No cóż, po szybszym niż ego przewiduje zestarzeniu się, może i kabonzy w portfelu by wystarczyło na niejedną zachciankę, ale ta cholerna odpowiedzialność nie daje się szarpnąć. No nie i już, zostaw te premiery, nie wiadomo jak się następny miesiąc ułoży. O tu masz, ktoś kluczyk sprzedaje starocia w którego jeszcze nie grałeś za kilka złotych. Zresztą, i tak będziesz grał dalej w te kilka gier co zwykle, i zanim się nie obejrzysz to ta nówka będzie w jakimś bundlu…

* * *

Po kilku niebezpiecznych eskapadach w skupiska ludności nastał czas odliczania dni do wystąpienia objawów koronawirusa… Póki co Szczecin zakończył się na zielono, zegar mozolnie zaś odlicza terminy wizyt u księgowego oraz w kościele. Daje to troszkę więcej możliwości na nadrabianie zaległości filmowych. Jak mi się nie chciało tego Darkfejta oglądać… Eh, w efekcie straciłem wiarę w Jamesa Camerona gdy dotyka się czegokolwiek, co nie jest niebieskie. Jakim cudem pod jego okiem „Mroczne przeznaczenie” wywróciło i tak już ledwo turlający się rowerek z napisem „Terminator” – nie mam pojęcia. Miała być nowa trylogia, a chyba będziemy mieli dłuższy hiatus w uniwersum. Nawet optymistyczni fani płaczą, iż tego się nie da naprawić bez kolejnego rebootu. Ja tam był dał radę, acz mi za to nie płacą, więc mogę dumnie wystawiać pierś do nieistniejącego medalu. Najpierw ten bajzel zrecenzuję, później może kiedyś pogrzebiemy przy potencjalnych fiksacjach uniwersum.

* * *

Macie czasami tak, że wam się coś jednocześnie chce i nie chce? Nagle, z dnia na dzień, przeszła mi chętka na oglądanie anime. Kiedyś nie potrafiłem sobie wyobrazić tygodnia bez posiadania jakiegoś tytułu na tapecie. Teraz? Mijają srogie miesiące, a tu nic w historii nie przybywa. Jest tyle rzeczy, które autentycznie chciałbym obejrzeć, a gdy przychodzi co do czego to za żadne skarby nie mogę ruszyć tematu. Miałem swego czasu chcicę na jakieś space opera, zasiadłem w końcu do odświeżonej wersji Space Battleship Yamato, obejrzałem z dużą przyjemnością – rzut oka na datę pliku z zapiskami do recenzji: ostatnia edycja w grudniu 2018. A i ten tytuł poprzedzony był jeszcze większą przerwą. Nie wiem, nie ciągnie mnie to, a należę do osób które otwarcie uważają że z anime „wyrosnąć” się nie da. Czyżbym się po prostu zmęczył trope’ami japońskich animacji? Może to czas, aby sięgnąć w nietykane dotąd zakątki twórczości animatorów z kraju kwitnącej wiśni? Czy ci dziwacy w wykrochmalonych majtasach, krzyczący „oniczan dajski”, nie wzięli się przypadkiem z aktu desperacji…?

* * *

[slee] w kompletnej ciszy stukot plastiku…