Ty, twój mały, wielki myśliwiec gwiezdny, cztery rodzaje upakowanego pod sufit uzbrojenia i roje przeciwników? Gotowy? No to jazda!
W Pawarumi wcielasz się w Axo, dzielną pilotkę gwiezdnego imperium. Jej życie przepełnia głównie bycie dzielną i podbijanie planet. Po którejś z niezliczonych misji Axo buntuje się przeciwko byłym mocodawcom i rusza siać chaos i zniszczenie na planetach cywilizacji, której wcześniej służyła. Narzędziem jej gniewu jest statek Chukaru, najpotężniejsza jednostka we wszechświecie.
Szczegóły konfliktu pozostają niejasne, ale z przerywników można wywnioskować, że czara goryczy przelała się, gdy Axo podczas jednej z inwazji zmuszona była do poświęcenia imperialnej armii. Sprawa jest więc prosta – vendetta. Nie ma tu sojuszników, konszachtów, czy podstępów. To sąd ostateczny nad całą cywilizacją, a dawni przyjaciele i dowódcy mają przerąbane jak kasjer w monopolowym, w piątkowy wieczór.
Historia jest prosta, zwięzła, ale też na tyle ciekawa, że przerywniki ogląda się z zaciekawieniem, bo jesteśmy świadkami wewnętrznego konfliktu. Axo sprawia łomot imperium bez większych oporów, jednak widać, że po każdej kolejnej misji podchodzi do całej sprawy z coraz większym przygnębieniem
Od typowych shooterów podobnych do Galagi, Pawarumi oddziela mechanika oparta na uzbrojeniu statku Chukaru. Podczas gdy w większości gier tego typu poza unikaniem ostrzału wroga zbieramy wszelkiego sortu wzmocnienia broni, tarcz, etc. tutaj całe wyposażenie dostajemy na dzieńdobry. zielone działko Żmija, czerwone rakiety Jaguar i niebieski laser Kondor. Podobnie jak nasze narzędzia zagłady, tak również nasi oponenci posiadają jeden z trzech kolorów. Poza tym, że każda z broni działa nieco inaczej (laser przebija kilku przeciwników na raz, rakiety samonaprowadzają się na najbliższego przeciwnika, a działko… jest działkiem), to nie bez wpływu pozostaje to, jaki kolor broni trafi przeciwnika jakiego koloru.
W grze występują trzy mechaniki – heal, boost i crush. Pierwsza, leczenie – działa wtedy, gdy robimy wrogom koło pióra bronią odpowiadającą barwą barwie przeciwników. Czyli przykładowo, by podreperować nadwątlone ostrzałem siły, a mając na celowniku zielone statki, potraktujemy ich zielonym działkiem. Niebieskie statki nam dokuczyły? Potraktowanie ich laserem Niebieski Kondor pozwoli nam wrócić do pełnej sprawności bojowej. Boost to z kolei ładowanie broni specjalnej. Osiągamy to poprzez atak na zasadzie kontry. Przykładowo, zielone są roślinki, nie? A co roślinkom szkodzi? Pestycydy, ogrodnik z niską pensją, pies sąsiada i… ogień. Ergo rąbnięcie przeciwnikowi barwy zielonej czerwonymi rakietami podbije nam wskaźnik broni specjalnej – która to nawiasem mówiąc sieje spustoszenie większe, niż menel zimą na tyle autobusu. Crush to z kolei po prostu większa skuteczność wybranej broni na określonym przeciwniku. Tu z kolei możemy również zastosować skojarzenie z żywiołami, ale już odwrotne. Przeciwnika niebieskiego, którego można kojarzyć z wodą pieczemy na wolnym, a raczej szybkim ogniu czerwonymi rakietami.
Cała sztuka polega na umiejętnym przełączaniu się pomiędzy trzema zabawkami zależnie od naszej sytuacji i rodzajem wrogich statków aktualnie zasiedlających ekran. Reszta to już czysty shooter. Celne oko, refleks i mnóstwo szczęścia w unikaniu zapełniających ekran pocisków… oraz modlitwa, by boss napotkany na końcu etapu zostawił nam wystarczająco życia na następny poziom.
W Pawarumi dostajemy do łapek samouczek, tryp arcade podzielony na trzy poziomy trudności (4 levele w trybie łatwym, po pięć na tryb normalny i trudny) i możliwość odpalenia treningu na jednej planszy. Oczywiście pod warunkiem, że wcześniej dany obszar działań wojennych odblokowaliśmy w trybie arcade.
Mimo, że gra jest duchem w latach dziewięćdziesiątych to oprawę ma jak najbardziej współczesną. Rozgrywka odbywa się na dwóch wymiarach, ale sztuczki z kamerą pozwalają nam obserwować, jak nie przerywając lawirowania między pociskami i wrogimi jednostkami statek Axo lawiruje między instalacjami, czy skałami, lub odpala przyśpieszenie. Ma to wymiar wyłącznie kosmetyczny, ale wyjątkowo umila zabawę.
Kolejnym fajnym elementem oprawy jest wymieszanie stylistyki nawiązującej do cywilizacji Azteków z science-fiction. Bossowie przybierają formy piramid, posągów, jest tu wiele nawiązań czy to do sposobu, w jaki nosili się wodzowie społeczności, czy zwyczajów pogrzebowych, bądź wierzeń. Wszystko to buduje całkiem ciekawy świat, będący miłym uzupełnieniem przemocy stosowanej na przeciwnikach w ilościach hurtowych.
Ścieżka dźwiękowa Pawarumi to naprawdę kawał solidnej roboty. Dominują basy i ostre riffy na gitarze elektrycznej, przerywane co jakiś czas przez dźwięki wystrzałów i eksplozje pilotów imperium udających się do krainy wiecznych łowów. Na każdy z pięciu poziomów dostajemy inną ścieżkę, która w momencie pojawienia się bossa zwykle robi się o wiele bardziej dynamiczna, co solidnie podkręca produkcję adrenaliny!
Pierwsze kilka podejść może być frustrujących. Opanowanie sztuki przełączania się pomiędzy wyposażeniem Chukaru wymaga zapamiętania zależności występujących w ramach mechaniki heal-crush-boost. Jednak gdy już sobie wbijemy do głowy jak działa system, gra staje się o wiele przystępniejsza, zaś flota imperium musi zamówić hurtem świeżą bieliznę.
Od razu warto stwierdzić, że tytuł zdecydowanie powstał z myślą o graczach wyznających filozofię „git gud”. Jeśli już wybierzemy w trybie arcade poziom trudności to mamy jedną szansę. Jeśli oberwiemy na tyle mocno, by statek Axo zamienił się w smętną eksplozję na ekranie pojawi się napis „Game Over”. Nie ma kontynuacji, haseł, wymówek. „Git gud, or get rekt”, leszczu! Co z tego, że kichnąłeś akurat w trakcie walki z bossem na Xibalbie? Przełknij łzy i zaczynaj od pierwszego poziomu!
Nie jest to mankament. Pawarumi to tytuł, który stawia na szlifowanie umiejętności. Pierwszy poziom rozgrzeje nas do prawdziwej akcji, a każda kolejna plansza da nam więcej przeciwników, więcej pocisków radośnie zmierzających w naszą stronę i więcej trudu. Na tym opiera się cała radocha z obcowania z Pawarumi.
Przygody Axo wciągają i to bardzo. Pawarumi to dziadek, który idzie na dyskotekę i wywija na parkiecie takie tango, że wychodzi z klubu obwieszony laskami, podczas gdy młode wilki zastanawiają się jeszcze co się właściwie stało. Wbudowane w grę tablice z wynikami motywują nie tylko do tego, by przejść grę na wszystkich poziomach trudności, ale także do tego, by wykręcać coraz to wyższe wyniki. Prawie jak za czasów podstawówki, chociaż teraz nie można kantować, bo wyniki można podejrzeć w internecie.
Studio Manufacture 43 może się pochwalić wypuszczeniem na rynek bardzo sympatycznej strzelanki. Pawaruni to pięć poziomów wypełnionych przeciwnikami i bossami, którzy naprawdę potrafią dać w kość, dopracowana mechanika walki z wspomnianymi niemilcami i zabawa w sam raz zarówno na godzinkę przed pracą, czy sobotni wieczór zakrapiany energetykami i kawą.
Ocena:
- Gatunek: Shooter
- Rok wydania: 2019
- Platforma: Nintendo Switch, Xbox One, Steam
- Producent: Manufacture 43
- Wydawca: Manufacture 43
- Gdzie dorwać?: Nintendo eShop, Microsoft Store, Steam
Miłośnik starych gier, dobrych książek, stołowych gier bitewnych, w wolnych chwilach animator hejtu.