Po pokonaniu Majin Buu na Ziemię powraca pokój. Jednak w odległej galaktyce pojawia się nowe zagrożenie – przebudzony bóg zniszczenia, Beerus.
Historia w „Superce” jest podzielona na sześć wyróżniających się fabułą sag podczas, których możemy przypomnieć sobie wielu starych bohaterów i poznać nowych, unikalnych dla tej serii. Ciekawym zabiegiem jest mocny nacisk na rozwój uniwersum. Wiele wydarzeń pozostawionych jako niedokończone zostało dopiętych w ciekawy sposób, a sam świat wypełniony nowymi bohaterami, których często znaliśmy jedynie „ze słyszenia”. Warto wspomnieć, że pierwsze dwie sagi Boga Zniszczenia Beerusa i Złotego Friezy to tak naprawdę lekko zmienione i dopieszczone fabularnie kinówki Battle of Gods i Ressurection ‘F’, więc jeśli ktoś już oglądał oba filmy przed rozpoczęciem serii Super, to aż tyle nowego nie uświadczy.
Jednak osobiście myślę, że mimo to warto obejrzeć tę część odcinków ze względu na wyborny humor, rozbudowanie charakteru wielu postaci i dodatkowe smaczki, nie wspominając już o samym fakcie, że jest to wersja w naszym, ojczystym języku, więc podczas powtarzania oglądania poszczególnych wydarzeń można porównać jak poradzili sobie aktorzy oryginalnie podkładający głosy, jak i nasi aktorzy dopiero wchodzący w buty postaci ze świata Smoczych Kul.
Po pierwszych zwiastunach dubbing budził wiele kontrowersji, a pierwsze zetknięcie się z polską wersją wypadło, cóż, różnie. Potrzeba było odrobinę czasu by się przyzwyczaić do polskich głosów, aczkolwiek było to również zależne od postaci i dobranego głosu. Duo Sebastiana Perdeka jako Goku i Kamila Prubana w roli Vegety wypada genialnie i są to głosy oddane świetnie. Czuć moc przy każdym ataku kamehamehą i działem Galic! Na ogromną pochwałę zasługuje również zespół Jakuba Szydłowskiego grającego Lorda Beerusa i Roberta Kurasia, którzy wszedł w rolę Whisa. Chemia jaka zachodzi między tymi postaciami wręcz wylewa się z ekranu i została uchwycona perfekcyjnie w porównaniu z oryginalnymi głosami.
Wszyscy aktorzy radzą sobie świetne i mimo często absurdalnych sytuacji w jakich znajdują się ich bohaterowie stają na wysokości zadania i nie wypadają z roli. Wielu z aktorów podkłada głos pod kilkoro postaci w serii i czasem aż śmiesznie później odkrywa się, które postacie są odgrywane przez tą samą osobę, jednak to pozostawię wam, czyli widzom. Jedynym drobnym zgrzytem okazał się dla mnie głos Gohana i Gotena, jakoś mi osobiście nie podpasowali, choć do Gohana, którego odgrywa Karol Gajos, udało mi się w końcu przyzwyczaić, gdyż wraz z postępem odcinków radził sobie coraz lepiej, co można zaobserwować w przypadku niemal wszystkich postaci.
Dragon Ball Super podczas oryginalnej emisji zebrał „srogie baty” właśnie za oprawę graficzną, która w początkowych odcinkach była „mocno średnia”. W późniejszych skok jakości był nie do porównania, jednak internet zrobił swoje i memy z często śmieszną wręcz jakością rysunków można odnaleźć do dziś. Minusem jest również brak krwi. Zapewne była to wina pory w jakiej oryginalnie seria leciała, jednak mimo panującej brutalności brak obrażeń i zranień było mało satysfakcjonujące. Dorośli ludzie biją się po mordach i innych miejscach bardziej lub mniej intymnych z mocą potrafiącą niszczyć planety! Dajcie mi krew! Ślinienie się od czasu do czasu i drobne zadrapania stanowczo nie wystarczą.
Na szczęście dla nas, z tego co udało mi się znaleźć i zauważyć, polska emisja Superki na Polsat Games składała się z poprawionych graficznie odcinków, wydanych na potrzebę DVD i Blu-ray, co znacznie polepsza odbiór pierwszych sag. Pod koniec serii natomiast, tak jak w oryginale występują powtarzane klatki animacji. Oglądając „hurtem” aż tak nie rzucają się w oczy i nie jest to coś co definitywnie odrzuca od oglądania, jednak psuje to odrobinę dynamikę akcji i wygląda po prostu dziwnie. Aczkolwiek „problem” występuje dopiero pod koniec i w żadnym razie nie wpływa na całościowy odbiór anime.
Fajnym smaczkiem, który udało mi się zauważyć dopiero podczas emisji Dragon Balla „na polsacie” to drobne zmiany jakie zachodzą w openingu każdej sagi. Podczas gdy zwykle w anime opening albo zmienia się całkowicie albo wcale tutaj można zaobserwować uzupełnienie OP o nowe scenki, bohaterów czy inne kosmetyczne aktualizacje, co polecam sprawdzić własnoręcznie, lub właściwie własnoocznie, fajne!
Warto również wspomnieć o genialnej muzyce, przy której Norihito Sumitomo odwalił kawał dobrej roboty! Dużej części soundtracku słucham do dziś, a właściwie to nawet pisząc tę recenzję. To chyba coś znaczy! Jedynie można się przyczepić do nadużycia w pewnym stopniu motywu muzycznego Ultra Instynktu, ale dzięki temu zrodził się stwórca wszechświata Shaggy Blanco, więc myślę, że nie jest to minus.
Drobnym minusem naszej wersji były lekkie problemy z udźwiękowieniem jakie udało mi się usłyszeć. Ciężko stwierdzić czy były to niedopasowane ustawienia czy zwyczajne niedopatrzenie lecz niektóre kwestie były po prostu za ciche. Dało się też w kilku miejscach usłyszeć, że dźwięk na czas walk itp był „nagle obniżany” co czasami skutkowało tym, że ciężko było zrozumieć co postacie właściwie mówią. Zabieg dosyć dziwny.
Dragon Ball Super podzieliło środowisko fanów marki podobnie jak GT w swoich czasach i przyznam, że przy pierwszym kontakcie z Superką mój miecz należał do obozu „purystów Z” głównie ze względu na wspomniane wcześniej problemy z animacją i powtarzaniem akcji z filmów i może lżejsze wydarzenia nastawione na humor. Jednak od sagi Czarnego Goku widać znaczny skok jakości scenariusza i akcja faktycznie rozpoczyna się na dobre, co mogło mieć związek z tym, że nad serią zaczął bardziej czuwać sam Toriyama. Uczestnictwo w teoriach spiskowych i stopniowe odkrywanie tajemnic tamtej sagi oraz gdybanie nad możliwym rozwojem fabuły wspominam z radością i uważam za coś niesamowitego, ale wciąż jakby czegoś serii brakowało.
Jakże wielkie było moje zdziwienie, gdy zapowiedziano, że w polskiej telewizji odbędzie się premiera Dragon Ball Super w pełnym dubbingu. Obawy były równie wysokie co nadzieje. Ostatecznie chyba większość podczas powrotu do domu w młodych, szkolnych latach zastanawiało się jakby wyglądało oglądanie Zetki, gdyby zamiast francuskich głosów i lektora, można było usłyszeć fajne, polskie głosy. Oczywiście, dubbing występował w kinówce Dragon Ball Z: Fuzja, no ale, to nie było to i bardziej służy jako źródło śmiesznych tekstów niż faktyczny przykład dobrze dobranej obsady.
Mimo ogólnie średniego nastawienia na tamten czas do Superki stwierdziłem: „Dobra, pewnie będzie słabe ale zobaczę, najwyżej będzie cebulacki dublaż, co się może stać? Najwyżej tylko przypomnę sobie DBS.” O, jak bardzo się pomyliłem… Głosy okazały się w większości dobrane idealnie i było to ogromne zaskoczenie, gdyż według popularnej opinii „Polski dubbing skończył się po Gothicu”, a tutaj aktorzy pokazali na co naprawdę ich stać. Co prawda fabuła była ta sama, ale to nie było ważne. Dopiero w „naszej” wersji udało mi się docenić żarty i humor, na który wcześniej narzekałem. Postacie Goku, Gohana i Gotena trochę drażniły mnie w japońskiej wersji, gdyż, z całym szacunkiem dla pani Masako Nozawy, ale te trzy postacie brzmią identycznie! Tutaj wreszcie mieli swoje nadające charakteru, unikalne głosy co było dużym plusem.
Wkręciłem się. Po trzech latach od rozpoczęcia oryginalnej emisji z niecierpliwością oczekiwałem kolejnych odcinków i po powrocie z pracy od razu odpalałem Dragon Balla jak za „starych dobrych czasów” z drobną różnicą wieku i rozmiarem telewizora. To było właśnie to. Magia dzieciństwa wróciła i zakorzeniła się na, niestety, TYLKO 131 odcinków ale za to obudziło to na nowo płomień miłości do Smoczych Kul. Tam gdzie poprzednio mówiłem „no wreszcie koniec, może teraz coś się wreszcie stanie” teraz zmieniło się w „no nie, dajcie mi więcej!”. Tłumaczenie żartów i wprowadzenie do humoru jak i wypowiadanych kwestii ogólnie naszych polskich „cebulackich” tekstów wyszło genialnie i w żadnym razie nie zostało potraktowane po macoszemu, a z pełnym szacunkiem do materiału źródłowego. Z przykrością przyszło mi liczyć odcinki pozostałe do finału, gdyż było to na tyle Super doświadczenie, że w pełni zasługiwało na swój podtytuł.
Dzięki dubbingowi seria zyskała nowe życie i myślę, że jeszcze długo będę przywoływać co fajniejsze teksty jednocześnie powracając wspomnieniem do ulubionych walk i co bardziej dramatycznych scen słuchając przy tym budzącej nostalgię muzyki. Podobnie z resztą jak w wypadku poprzednich serii. Aż szkoda, że polska wersja jest tak trudno dostępna, gdyż z chęcią co jakiś czas zerknąłbym na losowy odcinek, bądź scenkę, a tak pozostaje jedynie czekać na odcinek w tv.
Dragon Ball Super to zdecydowanie seria stworzona z dużą dozą troski i mimo początkowych perturbacji związanych z animacją uważam ją za godną kontynuację i świetne uzupełnienie świata Smoczych Kul. Duże podziękowanie za zmianę mojego zdania muszę oddać w stronę polskiego dubbingu, który całkowicie mnie zauroczył i bez niego to by „nie było to samo”, a tak być może da to zielone światło na pojawienie się na polskim rynku więcej tego typu produkcji oraz nowej serii o ile takowa się pojawi.
Z pewnością Superka ma inne podejście do kreowania wydarzeń od Zetki również kładąc nacisk na powagę sytuacji i walkę mimo przeciwności, jednak co jest miłym odświeżeniem, zachowuje przy tym humor, który z całą pewnością pasuje do stylu tego anime, a po oryginalnym Dragon Ballu „gdzieś zaginął” w miarę rozwoju akcji i starć na coraz większą skalę.
Ocena:
- Gatunek: Shounen, Serial animowany, Anime, Tasiemiec
- Rok wydania: 2015 (oryginał), 2018 (Polska)
- Reżyser: Kimitoshi Chioka, Morio Hatano, Kōhei Hatano, Tatsuya Nagamine, Ryōta Nakamura
- Scenariusz: Akira Toriyama, Yoshifumi Fukushima, King Ryu, Yoshitaka Toshio, Makoto Koyama, Atsuhiro Tomioka
- Muzyka: Norihito Sumitomo
- Obsada: Sebastian Perdek (Son Goku), Kamil Pruban (Vegeta), Agnieszka Fajlhauer (Bulma), Jakub Szydłowski (Lord Beerus), Robert Kuraś (Whis), Mirosław Wieprzewski (Mistrz Roshi)
- Studio: Toei Animation
- Gdzie obejrzeć: Polsat Games, TV4, Crunchyroll (japońska wersja językowa)
Dyrektorka traktorka działu kreatywnego rzeczy bezużytecznych. Posiadam zdanie na wiele tematów, o których nie mam pojęcia. Nie do końca wiem co tu robię. I w ogóle