G.I. Joe: Czas Kobry

Adaptacja filmowa drugiej z najcenniejszych marek koncernu zabawkarskiego Hasbro: G.I.Joe! Czy dzielni komandosi mają tyle samo blichtru, co roboty z kosmosu?

Dwójka kumpli z wojska: Conrad „Duke” Hauser i Wallace „Ripcord” Weems dostaje przydział do zadania eskortowania nowych zabawek dla NATO. Pakt Północnoatlantycki zafundował sobie nowe pociski rakietowe, zdolne niszczyć infrastrukturę wroga poprzez rozpylenie roju nanomaszyn. Duke i jego wesoły kompan nie mają pojęcia, że prosta misja przerodzi się w prawdziwą jatkę. Gdy konwój zostaje napadnięty przez grupę zbirów wyposażonych w futurystyczną broń, bohaterów z pogromu ratuje nieoczekiwana interwencja tajemniczego oddziału. Duke i Ripcord razem z głowicami zostają zaproszeni do podziemnej bazy i wkrótce dołączają do tajnej formacji wojskowej G.I.Joe – grupy zrzeszającej najlepszych żołnierzy z całego świata, skupionej na neutralizowaniu najgroźniejszych wrogów światowego pokoju. Wkrótce okazuje się jednak, że poza dzielnymi komandosami są na tym świecie również siły chaosu, zdolne napsuć sporo krwi obrońcom wolności i pokoju…

Czas Kobry zaczyna się z mocnym przytupem. Scenariusz niemal każdy krótki przestój rekompensuje dłuższymi scenami akcji. Co prawda część fanów marki może być zawiedziona faktem, że mimo tytułu na znaną z kreskówki i komiksów organizację terrorystyczną przyjdzie sporo poczekać, a pierwsze skrzypce gra koncern zbrojeniowy MARS, kierowany przez Jamesa McCullena, jednak ciężko się na tym fakcie porządnie skupić, gdy co i rusz na ekranie coś wybucha. Jak przystało na przeniesienie marki zabawek dziecięcych na wielki ekran – historia jest raczej prosta, ale trzeba przyznać, że całość została całkiem zgrabnie napisana i trzyma się przysłowiowej kupy. Ekspozycję maksymalnie uproszczono by widz miał ogólne pojęcie kto i dlaczego walczy z kim i mógł się skupić głównie na wizualnym widowisku.

W zasadzie ciężko w Czasie Kobry natrafić na nazwiska, które można by uznać za nietrafiony casting. Miałem mieszane uczucia odnośnie Marlona Wayansa w roli Ripcorda, jednak wybór aktora znanego m.in. ze Strasznego Filmu okazał się strzałem w dziesiątkę, który pozwolił na wprowadzenie do filmu tak potrzebnego w blockbusterze humoru. Ponownie fani oryginału mogą być trochę zawiedzeni interpretacją bohatera która mocno odchodzi od oryginału, jednak Ripcord w marce G.I.Joe niemal nigdy nie grał pierwszych skrzypiec, więc dostosowanie bohatera do potrzeb widowiska można zrozumieć.

Channing Tatum w roli heroicznego Duke’a wypadł prawie idealnie. Z jednej strony umiejętnie wciela się w rolę twardego żołnierza po przejściach, co stanowi w filmie ważny wątek, z drugiej jest to przecież przyszły dowódca formacji G.I.Joe, tymczasem na ekranie trochę brakuje momentów, w których możemy zobaczyć niezachwianą pewność siebie i charyzmę, która cechowała Hausera znanego z komiksów i kreskówek.

W obsadzie sporo jest aktorów skrojonych na miarę odgrywanej roli. Każdy z dłużej przewijający się na ekranie Joe’sów to indywidualista o konkretnych cechach charakteru często przystających do roli, którą pełni w zespole. Na szczególną uwagę zasługuje odgrywający Generała Hawka Dennis Quaid, który niestety dostał niewiele czasu ekranowego, oraz znacznie lepiej wyeksponowany Ray Park, grający wojownika Ninja, Snake Eyesa. Aktor znany z swoich zdolności na polu sztuk walki, które dumnie prezentował chociażby w roli Dartha Maula, w Gwiezdnych Wojnach, ponownie stanął na wysokości zadania. Sceny, w których zmaga się z granym przez Byung-Hun Lee rywalem to prawdziwie czadowe pokazy sztuk walki.

Po drugiej stronie barykady obejrzeć możemy Siennę Miller (Baronowa), Christophera Ecclestona (Destro), wspomnianego Byung-hun Lee (Storm Shadow) i Josepha Gordon Lewitta. Każdy czarny charakter  dominuje sceny, w których się pojawia. Celowo przerysowani złoczyńcy radośnie sieją spustoszenie, nie próbując przekonywać widza do swoich racji, będąc przekonującymi adwersarzami dla głównych bohaterów.

Jak już wcześniej wspomniałem, G.I.Joe: Czas Kobry to przede wszystkim akcja, akcja i jeszcze raz akcja. Stephen Sommers pokazał, że od czasu kręcenia Mumii nie stracił wprawy. W fotel wgniata sekwencja pościgu w Paryżu, podczas której bohaterowie w pościgu za Baronową korzystają z specjalnych kombinezonów pozwalających im na osiągnięcie zawrotnej szybkości w biegu. Zarówno komandosi zmagający się z ruchem ulicznym, jak i odbywający się równolegle pojedynek dwóch wojowników Ninja, Snake Eyesa i Storm Shadowa robią piorunujące wrażenie.

Pewne zastrzeżenia można mieć natomiast do kostiumów w filmie. Oczywiście nikt nie czepiał się faktu, że członkowie formacji G.I.Joe dostali jednolite czarne wdzianka – oryginalny koncept, w którym każdy z żołnierzy nosił odrębny mundur zależny od jednostki pochodzenia i specjalizacji po prostu nie ma prawa bytu w obecnych czasach, o ile nie próbuje się nawiązywać do Village People. Natomiast dość bolesne jest patrzenie na Snake Eyesa, który z niewiadomych powodów ma maskę „upiększoną” groteskowym odlewem ust, czy Cobra Commandera, który gdy w końcu wkracza na scenę wywołuje raczej zażenowanie niż zachwyt, będąc wizualną hybrydą Lorda Vadera i wyjątkowo doświadczonej przez los żaby…

 

G.I.Joe: Czas Kobry to całkiem solidne otwarcie czegoś, co mogło być początkiem kolejnej, obok Transofmerów filmowej marki spod znaku Hasbro. Widowisko jest naprawdę imponujące, a postacie przedstawione w filmie, jeśli dać by im szanse na rozwój w kolejnej produkcji miały prawdziwy potencjał. Zgrzytów było niewiele, jak chociażby miejscami nietrafione projekty wyglądu poszczególnych postaci, ale były to błędy, które łatwo można było naprawić w kolejnych filmach. Niestety, sequel nadszedł nie dość, że późno, to jeszcze został napisany w taki sposób, że pogrzebał wszelkie szanse na rozwój serii. Ale to już historia na osobną recenzję.

Ocena:

  • Tytuł:I.Joe: Czas Kobry
  • Gatunek: Adaptacja, akcja
  • Rok wydania: 2009
  • Reżyser: Stephen Sommers
  • Scenariusz: Stuart Beattie, Paul Lovett, David Elliott
  • Obsada: Channing Tatum, Marlon Wayans, Sienna Miller, Rachel Nichols, Ray Park, Dennis Quaid, Said Taghmaoui, Adewale Akinnuoye-Agbaje, Byung-hun Lee, Christopher Eccleston, Arnold Vosloo, Joseph Gordon-Levitt, Jonathan Pryce, Karolina Kurkova
  • Studio: Paramount Pictures, Spyglass Entertainment, Di Bonaventura Pictures