Mroczny FPS mocno inspirowany Wolfensteinem 3D, przy pomocy broni konwencjonalnej, palnej (bo można kogoś w łeb palnąć), oraz magii malujesz pięć epizodów podzielonych na pięć poziomów krwią ich mieszkańców
Jako tytułowy czarnoksiężnik budzisz się pewnego dnia z silnym postanowieniem zwalczenia pleniącego się na świecie zła. Zgarniasz więc swoją zaufaną laskę (niestety drewnianą) i idziesz zrobić wszelkim niemilcom z tyłków jesień średniowiecza.
Nie ma tutaj co liczyć na przerywniki filmowe, bohaterów pobocznych, czy wątek romantyczny. Historia jest w tej grze jeszcze mniej ważna niż w filmie porno, by nie wchodzić w drogę nieustannej rozwałce, co jest bardzo dobrym posunięciem.
Rozgrywka w Project Warlock jest prosta jak budowa cepa. Po wybraniu poziomu trudności trafiamy do pierwszej w grze planszy. Po uporaniu się z zamieszkującymi loszek pająkami, nietoperzami-plujami, demonami i innym cholerstwem trafiamy do naszej pracowni.
W swojej sekretnej bazie możemy iść na kolejną misję (w sumie jest pięć epizodów, każdy ma po pięć poziomów, na które składa się od dwóch do pięciu map). Każdą lokację opuszczamy przez charakterystyczne drzwi, lub portal, które chroni czerwona czacha plująca w nas kulami ognistymi. Zwykle by do niej trafić i nauczyć ją dobrych manier serią z shotguna dostarczoną na pysk, musimy najpierw przebić się przez hordy różnorakich przeciwników (od popierdółek, po atakujących rakietami bysiorów, czy przeciwników zasłaniających się tarczami, lub przywołanymi kumplami), i znaleźć kolorowe klucze, które otworzą nam konkretne drzwi. Po drodze możemy rozglądać się za sekretami, które zwykle mieszczą się za niepozorną ścianą, pod którą musimy nacisnąć action-button.
Po przejściu każdego poziomu wracamy do wspomnianej wcześniej kryjówki. Zabijając potwory zyskujemy doświadczenie i punkty statystyk, pozwalające nam na wzmocnienie naszego alter ego. Nie jest to cRPG pełną gębą, ale możemy sobie podnieść zdrowie, maną, ilość niesionej amunicji, czy siłę naszych ataków wręcz, a co pięć level-upów można wybrać jednego perka, który np. podniesie nam życie o 30 punktów, lub zwiększy ilość przedmiotów wypadających z martwych oponentów. Na poziomach znajdziemy też specjalne punkty, które możemy wydać na ulepszenie naszego arsenału (na początku jest ubogo, ale w każdym epizodzie znajdujemy nowe pukawki, każda ma do wyboru jedno z dwóch ulepszeń), lub kupić nowe czary.
Każdy epizod wieńczy walka z napakowanym bossem, któremu musimy skopać dupsko korzystając ze wszystkiego co mamy pod ręką (a zwykle tego nie brakuje, bo gra nie szczędzi amunicji na te starcia)
Graficznie Project Warlock jest punktem pośrednim między Wolfensteinem, a Doomem. Gra oparta jest o Unity Engine, zatem stylizowana grafika została wzbogacona o dynamiczne oświetlenie.
Ciekawą opcją jest możliwość ustawienia sobie ilości wyświetlanych kolorów. Dostępne ustawienia odpowiadają imitowaniu palety starych komputerów, od ZX-Spectrum po Commodore 64.
Zarówno wygląd przeciwników jak i plansz, broni nie daje powodów do narzekań. Ładnie zaprojektowany pikselowy świat wchłonie gracza, jak gąbka, o ile ten nie jest uczulony na oprawę rodem z początku lat dziewięćdziesiątych, chociaż w przypadku paru poziomów projektanci sknocili oświetlenie (na szczęście w grze jest czar służący jako latarka).
Shotgun klika, demon warczy, w tle przygrywa skoczna muzyczka. Utwory przygrywające podczas gry nie są na szczęście tak mocno związane z inspiratorem od ID Software, dzięki czemu nasze uszy zamiast „bipów i bopów” pieszczą klimatyczne utworki dopasowane do akurat zwiedzanej lokacji. W lochach mamy niepokojącą muzykę, w egipskiej piramidzie orientalne utworki, w piekle natomiast króluje cięższa nuta.
Pewnym rozczarowaniem jest fakt, że nasz bohater jest dość małomówny. Na zajawkach gry słyszymy co chwilę rzucane hasła rodem z klasyków kina akcji, niestety podczas mojego doświadczenia z grą tytułowy czarnoksiężnik pozostawał niemy za wyjątkiem pomstowania na wrogów w przypadku zgonu, czy okazyjnych stęknieć podczas przyjmowania obrażeń
Mierzona w hektolitrach. Gra pompuje nieprzerwanie adrenalinę. Podczas przemierzania mrocznych korytarzy nieraz niespodziewanie otworzy się przejście, ściana, zapadnia kierująca na nas całe stado obmierzłych potworów. Szybkie palce są tutaj niezbędne. Rozgrywki nie psuje klockowate sterowanie, bo mimo wyraźnej inspiracji latami dziewięćdziesiątymi interfejs jest bliższy dzisiejszym tytułom, zatem dostajemy pełnie ruchów głowy za pomocą myszki i popylanie przy użyciu „WSADu”, z strafowaniem włącznie.
Oddane w nasze łapska narzędzia zniszczenia pozwalają na całkiem niezłą zabawę, szczególnie że jeśli mamy pukawki ulepszone, przeciwnicy będą widowiskowo rozpadać się na krwawe kawałki, płonąć, pękać i robić masę innych miłych dla oka rzeczy, gdy tylko odpowiednio długo pogilgotamy ich ołowiem. Co twardsze zakapiory potrafią wziąć na twarz więcej szybko nadlatującej kary, jednak po kilku strzałach najpierw zostają mocno uszkodzeni, co widać na ich modelu (urwana ręka, dziura w brzuchu, etc), by już na skraju życia razić do nas z podłogi ostatnimi rozpaczliwymi atakami
Project Warlock to niestety gra na raz. Można co prawda grę przejść na wyższym poziomie trudności, ale nie ma do tego dużego parcia. Poziomy są na tyle proste i krótkie, że wprawny gracz uwinie się z ostatnim bossem w ciągu jednego dnia.
Mam niedosyt. Project Warlock to gra wyjątkowo krótka, w dodatku grając na normalnym poziomie trudności idziemy przez kolejne hordy wrogów jak kombajn przez łany zboża. Nie obyło się też bez drobnych błędów tu i tam. Koniec końców, jak na grę za kilkadziesiąt złotych grało się dosyć przyjemnie, zatem jeśli ktoś ma nieco drobnych i wolne popołudnie to nie pożałuje wydanych pieniędzy.
Ocena:
- Gatunek: FPS
- Rok wydania: 2018
- Platforma: Windows
- Producent: Buckshot Softwar
- Wydawca: Gamingcompany Ltd
- Gdzie dorwać?: GOG.com
Miłośnik starych gier, dobrych książek, stołowych gier bitewnych, w wolnych chwilach animator hejtu.