Potomek klanu łowców wampirów, Trevor Belmont staje naprzeciw diabelskim hordom Draculi. W trakcie przygody poznaje nieoczekiwanych sojuszników.
Ok, wszyscy jeśli nie większość kojarzymy o co chodziło w Castlevani 3 na NES’a i Pegazusa. Łowca i spółka przechodzą przez cały zamek, żeby na samym końcu spuścić łomot Draculi i zapewnić światu pokój, aż Nintendo nie postanowi wydać następnej części. Pytanie jak ludzie z Netflixa postanowili to wszystko przerobić byśmy przez parę godzin nie oglądali skakania po platformach i walk opartych o dwie animacje. Jak na standardy adaptacji gier jest dobrze, a nawet bardzo dobrze. Dwuwymiarowi bohaterowie dostali cechy charakteru, które pogłębiają ich postacie, pojawiły się wątki poboczne, które nie gryzą się z główną intrygą. Dodatkowo nie zabrakło kiczu mieszającego patos, humor oraz „dorosłe” elementy. Jest dobrze! Czasem nawet trafi się parę zaskoczeń, ale scenariusz na szczeście trzyma się kupy i nie został przekombinowany.
Richard Armitage (Trevor Belmont) i Graham McTavish (Dracula) niosą ten serial na swoich barkach. Zarówno zapijaczony i złamany łowca wampirów, jak i dystyngowany, dziki władca ciemności brzmią naprawdę niesamowicie! Kwestie dostarczone są tak, że obaj panowie świetnie budują atmosferę scen, w których ich bohaterowie są na ekranie. Również obsada poboczna jest zdecydowanie plusem adaptacji Netflixa, zadbano nawet o takie szczegóły jak odpowiedni akcent w przypadku bohaterów, których historia zakłada zagraniczne pochodzenie. Szczególnie miła dla ucha jest Alejanda Reynoso, aktorka dała czarodziejce Syphie Belnandes bardzo miekki, melodyjny głos, o lekko wschodnim akcencie.
Pierwsze co przychodzi do głowy oglądając Castlevanie, to anime Hellsing Ultimate. Nie chodzi tutaj w żadnym wypadku o samą kreskę, a raczej przedstawienie walki i scen akcji. Starcia są bardzo dynamiczne, przedstawione z różnych kątów, jednak zawsze tak, byśmy dokładnie widzieli co się dzieje na ekranie. Zarówno pojedynki bohaterów, jak i krwawe bezeceństwa wyprawiane przez Draculę i jego menażerię wgniatają w fotel!
Całkiem nieźle też prezentuje się tło akcji. Czy to lasy, katedry, czy wnętrza architektonicznego koszmaru szaleńca, jakim jest mieszkanie Draculi, wszystko narysowano szczegółowo i w paru scenach zdarzyło mi się nacisnąć pauzę i łowić z otoczenia wizualne smaczki. Razem z muzyką, głównie symfoniczną – wszystko to tworzy ciężką atmosferę, która na szczęście często jest nieco luzowana przez bohaterów.
Castlevania od Netflixa naprawdę rozpieszcza widza, który jest fanem serii. Nieraz podczas oglądania podskoczyło mi serce, gdy wyłapałem jakieś mrugnięcie okiem do mnie jako fana, czy to skromne nawiązanie do fabuły innych gier, czy upchniętą gdzieś mechanikę z gry zgrabnie wplecioną w akcje. Jest oczywiście parę punktów, które trochę mnie poirytowały nadmiarem luzu w stosunku do materiału źródłowego, jak np. brak pewnych postaci, które w serii powinny się znaleźć, ale jest to drobiazg rekompensowany na każdym kroku naprawdę ciekawym serialem
Nie będę przeginał i od razu trąbił, że oto mamy najlepszą adaptację gry video, nic lepszego już nie powstanie, a wszyscy mają teraz ściągnąć gacie przez głowę i bić pokłony. Ograniczę się do stwierdzenia, że to co miałem okazję obejrzeć jest dobre, do tego stopnia dobre, że pozostawia ogromny niedosyt. Całe szczęście, że twórcy nie przeliczyli się i serial dostał przedłużenie na drugi sezon, bo pierwsze cztery odcinki to jedynie prolog do właściwej historii. Bardzo efektowny i zachęcający prolog.
Ocena:
- Tytuł: Castlevania
- Gatunek: serial animowany, horror, fantastyka, adaptacja
- Rok wydania: 2017
- Showrunner: Adi Shankar
- Reżyser: Sam Deats, Adam Deats, Spencer Wan
- Scenariusz: Hitoshi Akamatsu, Warren Ellis
- Obsada: Richard Armitage, Graham McTavish, Matt Frewer, Emily Swallow, James Callis, Alejandra Reynoso, Matt Lowe, Moira Quirk
- Studio: Netflix, Project 51 Productions
- Gdzie obejrzeć: Netflix.com
Miłośnik starych gier, dobrych książek, stołowych gier bitewnych, w wolnych chwilach animator hejtu.